Wiesiu! Akurat J.J. Grey to nie jam bandowe granie (moim oczywiście zdaniem). Sięgnij proszę po jego płyty i myślę że zmienisz zdanie.
Zwróciłeś uwagę w jaki sposób zaśpiewał Reddinga? Naprawdę poza orginałem i Malfordem Milliganem nie słyszałem jeszcze żeby ktoś tak interpretował Otisa.
Może po prostu tak odebrałeś słuchając i oglądając tylko raz.
Namawiam cię na krążek "Country Ghetto". I na serio, posłuchaj tego albumu z 2, 3 razy.
Piszesz, ...ograniczone możliwości wokalne... a dla mnie właśnie jego głos jest wyśmienity. Poza tym jest bardzo dobrym instrumentalistą. Zobacz Wiesiu i posłuchaj raz jeszcze kawałka "Lochloosa". Ja jestem oczarowany. Poza tym nareszcie nie ma wyścigów gitarowych. Jest za to fantastycznie brzmiąca blacha.
Widziałem na żywo w internecie Festiwal "Mountain Jam" gdzie Grey zagrał dość długą odsłonę i spotkał się z bardzo gorącym przyjęciem. A przyznasz przecież, że publiczność Warrena jest bardzo wymagająca.
No i jeszcze jedno. Twój wpis pokazuje także, jak różne wszyscy mamy gusta i jak bardzo różnimy się w odbiorze muzyki. Ale to chyba dobrze...