Czy mam rację?Wzorcem
concept albumu jest dla mnie (pewnie nie będę tu oryginalny) podwójna płyta „The Wall” zespołu Pink Floyd. Spełnia ona wszelkie przesłanki, zawarte w klasycznej definicji „albumu koncepcyjnego”: jest zwartą całością literacką, ale i muzyczną; a co najważniejsze: wszystkie utwory na niej zawarte (a przecież jest ich aż 26!) skupione są wokół jednego zagadnienia.
Dlaczego zacząłem od wspomnienia „The Wall”? Bo od kilku dni słucham pewnej naszej, polskiej płyty. I mam nieodparte wrażenie, że zamysłem jej autorów też było stworzenie
concept-albumu.
A nawet jeśli grupa takiego zamiaru nie miała – to i tak płyta „Kundel” śląskiej formacji „KSW 4 Blues” jest dla mnie typowym albumem koncepcyjnym. I to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Postaram się tak to wytłumaczyć, aby namówić innych do posłuchania tej muzyki.
Piękne słowa – czyli librettoPo pierwsze: album jest spójny tematycznie w sensie literackim. To poetycka opowieść o wrażliwym człowieku („podmiocie lirycznym” - jak słusznie przed laty mawiał w Trójce bodajże Piotr Kaczkowski o bohaterze „The Wall”), człowieku pełnym wątpliwości („Synek”), może nawet kompleksów i poczucia winy („Zaszczuty”, „Kundel”). Człowiek ten uważnie obserwuje świat – czasem go oceniając (także przez pryzmat samego siebie – „Nic na stałe”), a czasem tylko relacjonując to, co widzi („Robotnicza”). Człowiek ten, pomimo swej powikłanej przeszłości („O włos”), pomimo subiektywnego poczucia skundlenia (nomen omen), potrafi zachwycić się pięknem i bezinteresownością przyrody („Ptaki niebieskie i lilie polne”). Do tego myśli realnie, nie oszukując samego siebie: wie na przykład, jak bliska życia jest… śmierć („Dzieci”). Poza tym, pomimo swej skomplikowanej przeszłości, podmiot liryczny zachowuje właściwą prawdziwemu człowiekowi hierarchię wartości. Bo dziś najważniejsza dla niego jest miłość, rodzina, najbliżsi („O włos”, „Dzieci”, „Ptaki niebieskie i lilie polne”) oraz chyba jakaś niematerialna Siła Wyższa (ja w każdym razie tak to odebrałem – utwór „Dziękować!”). Może ta Siła Wyższa to Bóg? Aczkolwiek trzeba podkreślić, że to słowo nie pada, co zresztą jest dla mnie majstersztykiem literackim – bo swoistą niedomkniętą furtką dla każdego myślącego odbiorcy.
Czyli: mamy na tej płycie opowieść o rozterkach człowieka szukającego swego miejsca we współczesnym świecie – świecie czasem złym, a czasem pięknym… Literacko jest jedna z najlepszych polskich nie-mainstreamowych płyt, jakich dotąd wysłuchałem. Nie znajdziecie na niej banałów w stylu „Ja ją kocham, ona mnie nie /och gitaro – jak mi jest źle”. Nie znajdziecie irytujących frazesów i pseudomanifestów typu: „Ja jestem zbuntowany / a świat wokół zakłamany”… Co więcej – temu albumowi jako całości na dobre wyszło to, że wszystkie teksty napisał jeden człowiek: Rafał „Chiro” Chirowski (za wyjątkiem utworu „Synek”, gdzie słowa są autorstwa Remigiusza Szumana). Nie dość bowiem, że dzięki temu teksty poszczególnych utworów są powiązane ze sobą tematycznie (o czym powyżej), to w dodatku Rafał ma dar pisania poetyckiego. Nie tylko nie boi się śmiałych metafor (i innych środków artystycznych), to jeszcze w dodatku doskonale czuje, kiedy warto je zastosować. I tak o samobójstwie popełnionym przez osobę samotną w wyniku depresji mówi oględnie i taktownie, że „samotność poprzedza obłęd… i całą resztę”. Lub choćby taka perełka dynamiki i emocji (a jednocześnie kwintesencja ptasiej beztroski): „…Wydziera się radosny ptak / nie martwi go, że nie ma braw”. Albo obrazowy opis porannych przebudzeń: „Przebyłem noc / i trochę się potykam / o krawędź dnia…”. Albo nokautujące energią określenie: „emocjonalny burdel”; kapitalne, pożyczam do własnego, osobistego słownika; będę – rzecz jasna – podawał dane autora
!). Natomiast narrację w swych tekstach „Chiro” prowadzi w ten sposób, że słuchacz nigdy nie jest do końca pewien tego, „co autor miał na myśli”… Ot, takie drugie dno. Wielka zaleta dobrych tekstów…
Słowa bez muzyki – czyli narracjaNiegłupim pomysłem (także w sensie tworzenia
concept-albumu) było powiązanie na płycie „Kundel” wszystkich numerów słowem mówionym – krótkimi uwagami, refleksjami czy pytaniami retorycznymi, a capella wygłaszanymi przez „podmiot liryczny” pomiędzy kolejnymi numerami muzycznymi. Komentującymi to, co zaraz usłyszymy; mądrymi, ale bez niepotrzebnego patosu; ciekawymi; momentami dającymi frapująco wiele do myślenia… Pomysł dobry tym bardziej, że „Chiro” ma radiowy głos i aktorskie zacięcie (dopiero w trakcie pisania tej recenzji dowiedziałem się zresztą, że faktycznie – udziela się w jednej z rozgłośni).
Tu uwaga techniczna: właśnie przez te „myśli mówione” możecie się zdziwić po wrzuceniu CD „Kundel” do odtwarzacza. Urządzenie poinformuje Was, że płyt zawiera 24 „tracki” – a przecież na okładce widzicie tylko 12 tytułów… A to dlatego, że każda z „myśli mówionych” nagrana jest jako oddzielna ścieżka, równoznaczna z piosenką. Trochę utrudnia to wyszukanie konkretnego utworu z zawartości płyty… ale wystarczy numer poszukiwanego kawałka wymnożyć przez dwa – i już wiecie, którego „tracka” szukać
. Nie wiem – może to zlekceważenie numeracji też jest wskazówką od autorów płyty: „Nie wybieraj pojedynczych kawałków, bo ten album to całość”?
Ostatnie spoiwo concept-albumu - muzykaNo i teraz wypada napisać o „spoiwie muzycznym” płyty, skoro mam bronić tezy, że mówimy o albumie koncepcyjnym…
Instrumentarium zespołu „KSW 4 Blues” jest raczej nietypowe, bo zamiast sekcji „popularnej” (czyli: perkusja + gitara basowa) mamy tu sekcję „akustyczną” (mianowicie kontrabas + cajon z kalimbą i „przeszkadzajkami”). To, siłą rzeczy, narzuca muzyce granej przez „KSW 4 Blues” łagodniejsze brzmienie. Bardziej akustyczne, bardziej zbliżone nawet do klimatów poezji śpiewanej (np. „Ptaki niebieskie…” momentami przypominają mi brzmieniem… Stare Dobre Małżeństwo z najlepszego okresu tej grupy!). W dodatku muzycy najwyraźniej lubią wycieczki w kierunku country („Wicher”), a nawet aranżacyjne mieszanki country z bossanovą („Ptaki niebieskie…” – pomimo przecież typowo bluesowego schematu harmonicznego samej kompozycji i z blues-rockowym użyciem „łamania” pochodów melodycznych „siódemkami”).
W dodatku zauważyłem, że przy komponowaniu swych numerów muzycy „KSW 4 Blues” (pod kompozycjami podpisują się zawsze nazwą zespołu) lubią odchodzić od typowo bluesowej budowy (tzn. dwanaście taktów i trzy-cztery funkcje, następujące po sobie w przewidywalnym porządku)… Na „Kundlu” znajdujemy także kompozycje powstałe na bazie jednej funkcji („Zaszczuty”) albo góra dwóch („Droga”, „Nic na stałe” – w tej ostatniej w pewnym miejscu pojawia się trzecia i czwarta tonacja, ale tylko przez krótki moment). Takie odważne traktowanie kompozycji i harmonii nie jest niczym wyjątkowym w bluesie, ale zawsze niesie pewne zagrożenie. Otóż linia melodyczna oparta tylko o jedną (czy nawet dwie) tonacje jest w oczywisty sposób mniej barwna, niż ta zbudowana na kilku „funtach”. Ta prostota bywa celowym, cennym środkiem artystycznym – ale niesie też ryzyko: po prostu może znudzić słuchacza… Wydaje się, że chłopcy z „KSW 4 Blues” zdają sobie z tego sprawę. W tych bowiem kompozycjach, w których istnieje groźba monotonii i szarzyzny melodycznej, próbują urozmaicać aranżację. Udanie zaprosili do współpracy znajomych muzyków, poszerzając instrumentarium. I tak w „Zaszczutym” kolorytu dodaje swą slide gitarą „Maniol” (na co dzień lider zespołu „Highway”); zresztą technika „slide” pobrzmiewa także w utworze „O włos” – ale tu członek zespołu, bo Krzysztof Wydro, „slajduje” na instrumencie zrobionym z pudełka po cygarach. Dalej: kolejny „Highway”, bo Darek „Koszał” Koszałka, zagrał na klawiszach w „Dziękować!”. W „Synku”, dzięki Remigiuszowi Szumanowi, pojawia się z kolei namiastka gitary solowej (powiedzmy: gitara prowadząca) – niby tylko na krótko, a przecież już koloryt utworu zyskuje na atrakcyjności… Mamy jeszcze kapitalnie brzmiącą trąbkę w „Ptakach niebieskich…” (Krzysztof „Kwinto” Wanot). No i jest chórek, odśpiewany przez dzieci członków zespołu (Rafała i Krzysztofa) w „Dziękować!”. Też urozmaica całość i dodaje jej barwy (tak nawiasem: ja nie nagrywałbym w studiu dzieci á la Litza w „Arce Noego”, po co te skojarzenia – ale to moje subiektywne odczucie).
Tyle tylko, że goście mają to do siebie, że w studiu się zjawią, ale na koncercie – już niekoniecznie. No i co wtedy z aranżacją? Członkowie zespołu próbują sobie sami poradzić z jej ubarwieniem (świetne basowe solo Piotra „El Clasico” Kucharza w „Dzieciach”; dźwiękonaśladowcza parawokaliza Rafała w tym samym numerze; wspomniany już „cygarowy” slide Krzysztofa w „O włos” czy skuteczne próby Krzysztofa, by harmonijką spróbować zastąpić typowe bluesowe solo gitarowe, z jego charakterystycznymi „ucieczkami w górne rejestry” – np. w „Ptakach niebieskich…”).
Tylko powiem szczerze: mnie – i to w kilku utworach – na „Kundlu” brakowało po prostu zwykłej solówki gitarowej. Takiej na przykład, jaką słychać w utworze „Kundel”. Czyli takiej zwykłej, prostej, bluesowej czy folkowej, zagranej na sześciostrunowej akustycznej gitarze (bo żeby utrzymać specyficzny, rozpoznawalny klimat kapeli lepiej nie wprowadzać do instrumentarium agresywnego Gibsona czy Fendera – ale już jakby tak pokusić się o akustyczną „dwunastkę”? Kto wie?…). Ale może to tylko mój subiektywny, konserwatywny „ogląd muzyki”.
Ostatnie słowaNa koniec chcę zwrócić uwagę potencjalnych nabywców płyty „Kundel” na dwa szczegóły czysto techniczne.
Pierwszy świadczy o profesjonalizmie, jaki najwyraźniej przyświecał całej ekipie, pracującej nad nagraniem CD „Kundel”. Chodzi o klimatyczne brzmienie na tej płycie cajonu. Wbrew pozorom to wcale nie jest łatwy instrument! Sam grałem w zespole, w którym mieliśmy cajon – i pamiętam, ile problemów z jego prawidłowym nagłośnieniem mieli zawsze akustycy. A na tej płycie cajon brzmi selektywnie, doskonale wkomponowuje się w całość brzmienia, jest co prawda w tle dźwiękowym, a nie na pierwszym planie (i tak ma być!) – ale stanowi ważny, nieodłączny element tego tła. No i do tego słychać, że „obsługujący” go Tomasz Sroka czuje ten instrument… Bo przecież nawet najlepszy akustyk nie zastąpi duszy i umiejętności muzyka.
Drugi szczegół to uwaga czysto edytorska. Panowie, na przyszłość miejcie na względzie, że znaczna część Waszej publiczności (na przykład – niżej podpisany) to goście „po czterdziestce”. No i nie piszcie na kopercie płyty tak istotnych informacji, jak tytuły, autorzy, skład grupy czy lista gości czcionką wielkości 6 (a adnotacje o miejscu nagrań i wydawcy oraz o prawach autorskich wpisaliście chyba „trójką”! Każdy dobry adwokat zabierze Wam „copyright” z uwagi na zły stan wzroku swego klienta-złodzieja… Żartuję, oczywiście).
PodsumowującGorąco polecam płytę „Kundel” zespołu „KSW 4 Blues”. Chcecie się wyciszyć, chcecie pomyśleć, chcecie odpocząć od nerwowego tętna otaczającego nas świata? To posłuchajcie. Zwłaszcza, że kompozycje są ciekawe, słowa niebanalne, a i wykonanie przednie. O dziwo: sam się przekonałem, że ta płyta może być doskonałą „muzyką drogi” – choć jest diametralnie inna niż „samochodowe” kompozycje firmowane np. nazwiskiem Chris Rea…
Maciej R. Hoffmann „KSW 4 Blues”, CD „Kundel” .
Skład zespołu w porządku alfabetycznym: Rafał „Chiro” Chirowski, Piotr „El Clasico” Kucharz, Tomasz Sroka, Krzysztof Wydro. Kontakt z zespołem (podaję za informacjami z koperty płyty): Krzysztof – 608 473 279; Rafał – 509 641 663.