autor: karambol » października 6, 2013, 3:49 pm
Nie widziałem wszystkich konkursowych wykonawców, ale z tego udało mi się posłuchać bardzo dobrze zaprezentował się gitarzysta Robert Kordylewski i zespół 2 Late (w porywach 10 osób na scenie dużo energii i radości z grania).
Laureat internautów, który miał zaszczyt zagrać na dużej scenie, czyli Marek Tymkoff Trio to moje osobiste rawowe odkrycie. Wystarczyło 15 minut abym wiedział gdzie iść po koncertach w Spodku - Marek ze swoim zespołem występował w klubie Klawiatura. Zdolny z niego facet bo nie dość, że świetnie gra na gitarze to jeszcze na dokładkę śpiewa i potrafi zachować się na scenie i to w konfrontacji ze słuchaczami ale i problemami technicznymi.
To, że polskie zespoły (te niekonkursowe) na scenie głównej mają tylko 20 minut to są jakieś żarty - nie zdążą się rozpędzić a już trzeba kończyć. Na szczęście w Katofonii ok. 2 w nocy posłuchałem orkiestry Jasia Gałacha w większej dawce. No a przypadku HoodoBand będzie musiała wystarczyć właśnie wydana i rzecz jasna zakupiona płyta z koncertem unplugged. Będzie, czego posłuchać i pooglądać w długie jesienne i zimowe wieczory.
Kiedy upubliczniono gwiazdy tegorocznej Rawy wiedziałem, że muszę tam być. Najbardziej czekałem na koncerty Ruthie Foster, Heritage Blues Orchestra, Otisa Taylora i Keb Mo. I absolutnie się nie zawiodłem - dostałem to, czego oczekiwałem a w jednym przypadku nawet więcej. To Ruthie Foster. Wsparta kobiecą sekcją rytmiczną i facetem obsługującym m.in. klasycznego, pięknego Hammonda dała świetny koncert. Repertuar dość kontrowersyjny od "Ring of fire" Johnnyego Casha po "One" U2 a po drodze jeszcze gospel, soul, country blues. Taki rozrzut zupełnie mi nie przeszkadzał. Było po prostu pięknie. No i jej występ był wyjątkowo dobrze nagłośniony. Heritage Blues Orchestra pokazała na scenie raczej coś na kształt przedstawienia czy spektaklu. Skład osobowy zmieniał się prawie w każdym numerze - od dziewięciu osób na scenie ( w tym czteroosobowa sekcja dęta) po duet. W tym najmniejszym zestawie tatuś na fortepianie i córka na wokalu wykonali "St. James Infirmary" ale akurat nie było to coś porywającego - więcej emocji było widać na jej twarzy, w gestach rąk niż w jej śpiewie. Podczas koncertu brakowało mi takiego klimatu, jaki jest na płycie, ale trudno na tak dużej scenie przy tak mocarnym nagłośnieniu o takie niuanse. Keb' Mo' półtorej godziny jego koncertu minęło bardzo szybko i przyjemnie chociaż aby uchronić uszy od boleśnie głośnego werbla musiałem uciekać aż pod sam dach Spodka. Zresztą jak na moje ucho i upodobania większość koncertów miała zbyt głośną perkusję (szczególnie werbel) a za ciche klawisze (u The Stone Foxes w zasadzie niesłyszalne). Keb Mo zagrał swoje innymi słowy takiego Keba jakiego znam z płyt usłyszałem na Rawie. Podobnie odebrałem koncert Otisa Taylora chociaż w tym wypadku dochodzi jeszcze aspekt wizualny czyli skrzypaczka Ann Harris w przebraniu psychodelicznej baletnicy. Jak zdołałem się zorientować Otis wzbudził wiele kontrowersji od ekstatycznego zachwytu po słowa, że "to hańba i wstyd aby taki słaby wykonawca pojawiał się na Rawie" albo "garażowe granie na jednym akordzie". Mi koncert Otisa podobał się – bez ekscytacji ale z satysfakcją.
Generalnie uważam tegoroczną edycję za bardzo udaną. Wyjątkowo pod mój gust dobrane gwiazdy a co najważniejsze gwiazdy mnie nie zawiodły.