RafałS pisze:Robert, ale jaka jest właściwie Twoja teza? Że wielu z nas nie umie słuchać muzyki, że nie jesteśmy w pełni otwarci na dźwieki obce nam stylistycznie? To oczywiste. Ale co dalej? Czy poprawiając umiejętność słuchania jesteśmy w stanie polubić dowolną wartościową muzykę? Nie, bo przecież Ty sam nie lubisz części tzw. muzyki poważnej (np. opery), rocka progresywnego itd, a słuchać chyba umiesz, jak mało kto. Czy chodzi o to, że jednak moglibyśmy lubić trochę więcej (skoro nie wszystko), gdybyśmy się bardziej otworzyli? Zgoda, pewnie moglibyśmy. Ale czy to by nas bardziej uszczęśliwiło? Mnie nie, już teraz nie stać mnie na kupowanie wszystkiego co lubię. Zastanowiłeś się nad etycznym aspektem tego wykładu? Pomyślałeś o tym, że ucząc słuchania możesz w konsekwencji doprowadzić kogoś do bankructwa?
Jesli chodzi o progresywny rock, to mam i ja swoich faworytow. Nie jest ich wielu , ale sa. Ja przez lata obcowania z muzyka zauwazylem, ze sklaniam ku nowemu niepoznanemu w momencie gdy nurt w ktorym akurat mocno przebywam zaczyna mnie nudzic. Wszystko staje sie zbyt przewidywalne, niczym nie zaskakuje. Wtedy zaczynaja sie moje wycieczki poznawcze. Tak bylo np z muzyka Johna Coltrane a potem free jazzem. Nadszedl dzien gdy mialem dosc konwencjonalnego bluesa, blues rocka i swingujacego jazzu. Nawet orkiestra Counta Basiego zaczela mnie nudzic. Oni cos grali a ja wiedzialem co nastapi, jakie bedzie rozwiazanie frazy i moglem to przewidziec nie znac danej kompozycji, poprostu stalki sie zbyt przewidywalni. Oczywiscie dzisiaj chetnie wracam do ery swinga, ale czasami potrzebna jest odtrutka inny rodzaj emocji. Nadszedl i taki dzien ze i Coltrane mi sie troche przyjadl, ale znalazlem cos zupelnie innego a jednoczesnie cos co zauroczylo mnie swoim pieknem. Byly to ambientowe mgly roztaczane przez Briana Eno, eteryczne neoklasycyzujace Penguin Cafe Orchestra. Gdy mam ochote na kopa w muzyce siegne po Stonesow, badz japonskie punkowy Afrirampo
Dobrze mi z tym. Kocham muzyke, kocham ja poznawac. Moze kiedys i opera bedzie mi blizsza, malo prawdopodobne, ale okazuje sie ze glos operowy w polaczeniu z odjechanym jazzen jaki gra Steve Lacy /jego dziewczyna jest spiewaczka operowa i czasem bierze udzial w jego projektach/ potrafi mnie zachwycic. Reasumujac uwazam, ze sprawa oczywista jest iz mamy swoje ulubione klimaty muzyczne, gatunki, wykonawcow, ale warto metoda sondy zapuscic uszy na cos nieznanego. Moze stac sie tak, ze wlasnie w tym nieznanym odkryjemy to czego jeszcze nigdy nie dane nam bylo dotkanac. Odkryjemy absolutne piekno muzyki.