Czołem!
Troszkę czasu upłynęło zanim ochłonąłem po festiwalowych szaleństwach
Przyszedł zatem czas na podsumowania
Długo się zastanawiałem jak uporządkować mój ranking festiwalowy. Drugiego dnia miałem swoich faworytów, ale już dwa dni później nastąpiły pewne roszady. I tak:
1. Trampled Under Foot - Doskonały koncert! Danielle jest doskonałą frontmanką, wspaniale gra na basie i do tego oszałamia głosem. Dawno nie widziałem białej kobiety z takimi możliwościami wokalnymi. Rewelacja! Pozostali muzycy również doskonali. Nick ze swoim pierwszym występem był naprawdę powalający: gitara+perkusja "obsługiwane" przez jednego muzyka... brzmiało to fantastycznie. Kris też doskonale sobie dawał radę za perkusją! Super, zdecydowanie nr 1 festiwalu.
2. Dwayne Doopsie & Zydeco Hellrisers - Pierwszy raz słyszałem muzykę z gatunku zydeco. Pozwoliłem sobie wczoraj posłuchać różnych zespołów grających taką muzyką. Całkiem fajna sprawa, choć można mieć wrażenie, że wszystko jest na "jedną nutę" i brzmi tak samo. W sumie jest to jedyny zarzut wobec zespołu. Reszta to już superlatywy. TAKIEJ energii nie widziałem dawno na scenie, to co wyprawiali Dwayne i Alex to jest jakieś szaleństwo. Skąd oni mają tyle energii? To jak współpracowali z publicznością też jest wspaniałe. Chyba na żadnym innym koncercie nikt się tak dobrze nie bawił! Rewelacja!
3. Super Chikan - Po prostu rasowy blues rodem z delty i chicago! To jest to czego często brakuje na rodzimej scenie. Potrzeba nam ściągać do kraju właśnie takich artystów! Widać było, że Chikan doskonale bawił się na scenie. Jak wspomniał Paweł: ciągły uśmiech i mieniące się w świetle złote zęby są tego dowodem. Rewelacja po raz trzeci!
Przyznam, że jestem nieco zawiedziony występem Micka Taylora. Przypomniał mi się w trakcie jego występu pierwsze Suwałki i Jeremy Spencer. Było znacznie lepiej niż dwa lata temu, ale mimo wszystko zbyt spokojnie jak na tak późny koncert poprzedzony szaleństwami pod sceną wymuszonymi przez Dwayne'a Doopsie i Super Chikana.
Jeśli chodzi o Canned Heat, to też jakoś mnie nie "zmiażdżyli" występem. Wydaje mi się, że było za mało bluesa w bluesie. Zagrali dwa swoje hiciory, troszkę boogie, ale to chyba za mało jak na gwiazdę wieczoru. Może taka ocena wynika jeszcze z faktu, że nie miałem za bardzo styczności z twórczością C.H., niemniej: mogło być pewnie lepiej.
Podsumowując: Był to doskonały festiwal. Z pewnością na długo zapadnie w mojej pamięci, ale dalej numerem jeden jest ubiegłoroczna, druga edycja SBF.