Zgadzam sie w 100% co do bezsensownosci takich porownan. Hendrix jest ikona i nia bedzie, a kim bedzie Joe za 10 albo 20 lat? Nie wiem, ale mam nadzieje ze jeszcze lepszym muzykiem niz dzis
Porownania sa tym bardziej nie na miejscu, ze Joe w sumie nawet niewiele czerpie z Henia. Wogole podoba mi sie w nim to, ze zostawil Stratocastera na jakis czas i gra na Les Paulach i Tele - jakos powoli zaczynalem miec dosyc kolejnego gitarzysty grajacego na Stracie, podrabiajacego SRV albo wyzej wspomnianego Henia.
Natomiast kompletnie nie rozumiem twojego zarzutu jakoby koncerty Joe byly podobne jeden do drugiego i "nie odzwierciedlaly jego stanu ducha". Ostatni raz widzialem go na zywo przedwczoraj, wczesniej jakies 10 miesiecy temu. I dawno nie widzialem dwoch tak odmiennych koncertow jednego artysty. Don't burn down that brigde - kompletnie nowy aranz do wlasciwe juz klasyka - trzeba byc odwaznym zeby zmienic kawalek tak gruntownie. High water everywhere - to samo - zagrane na akustyku, z niesamowita sekcja, czujem i pulsem. Asking around for you - Joe sobie po prostu wyszedl przed przody, bez mikrofonu, uciszyl publicznosc jednym gestem i zaspiewal caly kawalek acapella. Trudno mi opisac w slowach napiecie i dreszcz jaki przeszedl wtedy przez publicznosc. Przedwczoraj zagral miedzy innymi Woke up Dreaming, Don't burn down that bridge, Mountain Time, Bridge to Better Days, New Day Yesterday (w koncu sie doczekalem na koncercie), Asking around for you, Starship Trooper, Sloe Gin, Another kind of love, One of theese days, Ball Peen Hammer i jeszcze pare innych. Ogolnie widac jak bardzo bawi sie muzyka, jak caly zespol zmienia ciagle cos w kawalkach, zeby wciaz probowac zagrac je na nowo, znalesc ich inne strony... AA - i cos co mnie uderzylo najbardziej jako gitarzyste - oszczednosc w solowkach. Ten czlowiek dojrzewa. Na jego pedalboardzie jest pusto, solowki sa o polowe krotsze, ale tez o polowe bardziej tresciwe. Trudno by mi bylo stwierdzic ze "znizyl sie do odgrania ich" lub ze "jego koncert nie odzwierciedlil jego stanu ducha". Dla mnie pewnosc, ze idac na koncert artysty z najwyzszej (przynajmniej dla mnie) polki moge spodziewac sie takiego samego WYSOKIEGO poziomu artystycznego za kazdym razem jest niezwykle cenna. NIe chcialbym, zeby ktos wychodzil na scene i "sprzedawal" mi polprodukt tylko dlatego, ze wstal dzis lewa noga. Taka powtarzalnosc jest czescia profesjonalizmu w tym zawodzie. (zreszta nie tylko w tym - wyobraz sobie, ze twoj szef wyzywa sie na tobie tylko dlatego ze ma zly humor - malo profesjonalne, prawda??). Any way - moim skromnym zdaniem to jednynie oznaka zawodostwa gdy artysta rezerwuje "skajne stany emocjonalne" dla procesu tworczego, a na codzien, odtwarzajac swoja prace dla odbiorcow stara sie ja "sprzedac" za kazdym razem jak najlepiej... BTW - caly koncert Joe gral z blisko 40sto stopniowa goraczka, ale nawet przez sekunde nie dal tego po sobie poznac na scenie. Czyzby profesjonalista??
Zeby nie przedluzac - koncert rewelacyjny. Juz po wszystkim Joe zapowiedzial ze wraca do Europy latem. Tylko sie modlic zeby zagral gdzies w poblizu..
Pozdrawiam wszystkich fanow tego niezwyklego muzyka..