Sergiusz pisze:Racja, solowe płyty RR nie powalają (wiem, co piszę, bo mam wszystkie). Artysta gra w małych salach, nie chodzi w garniturze i słonecznych okularach, nie wydaje kilku błyskotliwych płyt w ciągu roku, nie był kandydatem na gitarzystę The Allman Brothers Band...
Mnie takie granie bardzo odpowiada, ponieważ RR ma w sobie to niewysłowione COŚ, czego, niestety, brakuje temu bardziej popularnemu gitarzyście.
Problem R. Robinsona polega właśnie na tym, że grając solo wydaje się być kompletnie pozbawiony tego czegoś...niestety...
Szczególnie zawodzi jako songwriter. Instrumentalnie jest oczywiście bez zarzutu, ale niestety co najwyżej średnie utwory i brak ciekawych pomysłów muzycznych na razie ciągnie go w dół. I nie jest to wyłącznie moje zdanie. Myślę, że jako artysta solowy nie powiedział on jednak jeszcze ostatniego słowa. Wszak w The Black Crowes pokazał, że przecież ma potencjał.
Piszę to z pełną stanowczością, jako wielki fan BC. Zamiłowanie do tej kapeli, pozwala mi jednak na krytyczną ocenę solowych poczynań Richa, który jak do tej pory niestety mnie nie porwał, w przeciwieństwie do swojego brata Chrisa. I po ch...mieszać w to wszystko Bonamassę, co on ma tutaj do rzeczy