Jurek Muszyński pisze:Rakiet pisze:villanova junction
Muszę powiedzieć, że zawsze byłem zdziwiony, że nikt nic o tym kawałku nie mówi. Może dlatego że instrumentalny? Jimi miał świetny głos, ale Villanova to dla mnie najczystszy błysk geniuszu... Cieszę się, że nie zwariowałem aż tak, żeby być w tym jedyny... Dzięki Rakiet... Ten kawałek, jego rozwinięcie, pokazuje gdzie był jako muzyk. Próbowałem to grać już jako nastolatek, ale za każdym razem mu tylko zazdroszczę talentu...
miło poczuć wspólnotę.
wielu ludzi których znam, szczególnie gitarzystów, uważa ten utwór za niezwykły.
co do grania trzeba pamiętać, że to jednak są 2 gitary, ta druga wprawdzie ledwie słyszalna, gra delikatne akordy, ale może konsternować - jak on to zagrał??? ;-)
ja uwielbiam koniec, utwór kończy się jakby ktoś zwinął solo jimiego i schował do kieszeni ;-)
w ogóle ten utwór jest niezwykle zamknięty jak na koncertową improwizację - zaczyna się od zera i na zerze kończy.
wydaje mi się, że częstym błędem osób piszących o jh jest nadmierne zwracanie uwagi na te wszystkie dość banalne atrybuty jazzu w jego kawałkach - swingujący rytm, granie czystym brzmieniem czy nawet użycie hammondów ;-).
kawałki jamowane, czy te z electric ladyland są w takim oczywistym jazzowym klimacie, mainstreamowym, którego jak myślę, hendrix na pewno by się w przyszłości nie trzymał. ot, były to tematy do improwizacji, ale nie możemy przecież myśleć że jimi, kiedy już nauczyłby się gać jazz, grałby jak joe pass czy kenny burrell ;-)))
hendrix przecież miał swój styl i na pewno by się nie cofał w rozwoju. właśnie takie utwory jak villanova, hymn z woodstock, czy niezwykłe "impromtu" które nam podsunął Agrypa - to są kierunki, którymi szedł jimi.
jego granie byłoby na pewno niezwykłe...