agrypa pisze:amnezjusz pisze:O, fajnie, że wspominasz więcej o nich, warto. Ze swojej strony przypominam - już w ten piątek o 19.30, Hanggai wystąpi w Poznaniu na EthnoPorcie
Napisz cos po koncercie.
Już po. I szczerze powiem, że absolutnie nie żałuję i podczas takiego występu nawet deszcz nie straszny. Po kolei jednak.
Na scenę wkroczyli niczym prosto ze stepu w tradycyjnych strojach mongolskich (główny śpiewak w khomei i wirtuoz morin khuur wyglądał jak Subotai żywcem wyjęty z Conana
). Wyluzowani i uśmiechnięci, ale i skromni. Zaczęli powoli, mieszając grę na ichniej mandolinie z dźwiękami elektrycznej gitary. Pierwsze ciarki na plecach pojawiły się kiedy do gry weszło morin khuur (niesamowite wrażenie robi!) a także kiedy wokaliści (bo praktycznie trzy osoby u nich śpiewają i każdy z nich operuje śpiewem gardłowym) zaczęli naprzemiennie obdarowywać nas swoimi wokalizami (rzeczywiście niesamowitymi i co piękne, gdy dochodziło do śpiewu gardłowego to absolutnie nie było widać by sprawiało im to, jakiekolwiek trudności - dla nich khomei jest tak naturalne jak oddychanie... no prawie tak
).
Z każdym kolejnym utworem widać było coraz większy luz i trema z pierwszego występu w naszym kraju znikła. Grający na basie Wu co i rusz zagrzewał publikę do oklasków i podchwytywania poszczególnych fragmentów tekstu, a szeroki uśmiech ani przez chwilę nie schodził z jego twarzy - kurde, takiej czystej, najczystszej radości z gry dawno nie widziałem!
I co najważniejsze, tak jak niektóre utwory z wersji płytowej nie do końca mnie przekonywały i wydawały się za bardzo... hm, statyczne (?) tak w wersji live wszystko nabierało koloru, życia i energii. Gitarowe riffy, powolne, melancholijne dźwięki morin khuur, energetyczna gra na dość ciekawie zbudowanym zestawie perkusyjnym, niesamowite rzeczy wyczyniane z głosem... Z jednej strony widzę i słyszę to cały czas a z drugiej ciężko mi to ująć słowami. Ci, jednak którzy słyszeli płytę mogą być pewni, że na koncertach zespół stawia poprzeczkę wyżej i naprawdę nie zawodzi tworząc magiczne płynące prosto z serca dźwięki (kurde, mam niesamowitą nadzieję że jeszcze do nas przyjadą kiedyś).
Co tu dużo pisać, fascynujący to był wieczór w czasie którego można było cieszyć się widząc uradowanych artystów, grających muzykę, która na pewno napawa ich radością i dumą (nawet po schowanym, spokojnym Ilchim widać było na końcu jak wiele zadowolenia niesie im występowanie na żywo przez coraz to nowymi ludźmi). Super sprawa