No ale to nie jest Steve!
Cieszę się, że się zgadzamy co do solowego Framptona
Jak pewnie zauważyłeś, jeśli chodzi o Marriotta, dla mnie zagadką jest to, jak można aż tak "wypaść z łask". Na moje oko, to jest jedno z najwiekszych "zdegradowań" w historii brytyjskiej muzyki rockowej.
A że Peter jest bardziej popularny, to akurat mnie aż tak bardzo nie dziwi.
Czy myślisz, że Steve dałby sobie zrobić tego typu zdjęcie na okładkę Rolling Stone, albo na swoja płytę? (nawet gdyby miał co pokazać...
)
Na pewno nie! Już raz przez to przechodził w SF, potem chciał być dostrzegany za muzykę , a nie za "kręcenie za przeproszeniem tyłkiem na scenie" i za modne ciuchy i fotki w magazynach.
Peter zatoczył koło od czasu w The Herd, zgodził sie ponownie na rzeczy, które przecież skłoniły go do opuszczenia The Herd i między innymi dlatego odniósł tak ogromny sukces komercyjny z płytą "Frampton Comes Alive", ładna buzia i zdrowy styl życia (jak na tamte czasy
) na pewno także w tym pomogły...
a w tym samym czasie ~ 1975 "attitude" Steve'a był taki:
i język oraz teksty piosenek, no cóż...np. przesłuchiwałam ostatnio na stronie Amazonu tą nową płytę "Lend Us A Quid"
Jest tam taki utwór "Charlene", zaczyna się tak- "let me tell you, when I was rich I was a son of the b*****..." - nie wygląda mi to na komercyjny kawałek, który mógłby polecieć w radiu, nawet w "Rollin' Stone" z albumu live "Performance..." jest w jednym momencie takie "beep" ze względu na cenzurę. Późniejsze zarejestrowane koncerty Steve'a zawierają sporo przekleństw. Simon Hickling - harmonijkarz, który współpracował ze Stevem pod koniec lat 80tych powiedział, że nie da się opowiedzieć ani jednej historyjki o Marriotcie bez wyrażania się...dodaj do tego zespół psychoruchowej nadpobudliwości (lub chorobę afektywną dwubiegunową)+kokaina i alkohol, co zaowocowało łagodną schizofrenią...i mamy piękny obrazek, Steve był dosyć męczącą osobą, ponoć był bardzo inteligentny, bystry, miał niesamowite poczucie humoru, ale czasami potrafił być nie do wytrzymania, złośliwy , wulgarny itp.(nie dla fanów, ale dla najbliższych znajomych czasami tak, no i dla garniaków w szczególności).
Może odbiegłam trochę od tematu, ale chyba nie aż tak bardzo. Z takim charakterem mogę się założyć, że Marriott zraził do siebie niejednego dziennikarza muzycznego, o ile niczego nie przekręciłam to chyba miał jakieś ścięcie z Johnem Peelem, już nie pamiętam dokładnie o co chodziło...to już było za czasu gdy Marriott miał objawy schizofrenii, efekt w każdym bądź razie był taki, że Peel po śmierci Steve'a napisał bardzo niepochlebny artykuł o nim, sportretował go jako przegranego, byłą gwiazdę rocka, która nigdy nie doszła do siebie po tym jak sława przeminęła.
Peter i Steve to zupełne przeciwieństwa, pod względem charakteru i muzyki. Ich współpraca nieźle funkcjonowała (takie jest moje przekonanie) nawet jeśli Steve po odejściu Framptona mówił co innego...a tak naprawdę miał za to odejście ogromny żal do Framptona.
Ja to widzę tak, niewątpliwie po latach Steve osiągnął status, że się tak wyrażę "kultowy" na wyspach, ale w bardzo wąskim gronie odbiorców- i tak jak już wcześniej pisałam, głównie za dokonania w Small Faces.
Ponoć (według Johna Hillera-współautora książki "All Too Beautiful") nawet taki arogancki, zadufany w sobie Liam Gallagher, po tym jak zobaczył w magazynie Mojo listę 100 najlepszych "frontmanów" wszech czasów, gdzie on był w 1-wszej dziesiątce, a Steve też w pierwszej dziesiątce , ale od końca
, podarł demonstracyjnie magazyn i wyrzucił go mówiąc 'that's bollocks!'
Humble Pie rzadko przyjeżdżali do Anglii na koncerty, a co za tym idzie, nie zbudowali tam swojej oddanej widowni, ich trasy były po USA i tam promowali swoją muzykę (po tym jak Immediate splajtowało, nagrywali przecież dla amerykańskiej wytwórni, mieli amerykański management). Popraw mnie jeśli się mylę, ale na wyspach w ogóle hard rock/boogie rock nie jest za bardzo w łaskach i krytycy chyba nie za bardzo lubią ten gatunek muzyczny. Dlatego o HP się nie pisze.
Farampton solo to o wiele bardziej przystępna muza, łatwa, lekka i przyjemna (jak to się mówi
), zachowawcza, taka "żeby nikogo nie urazić, nie obrazić" - to i dziennikarze są przychylnie nastawieni.
ech, a ja jakbym miała do wyboru, to 100% bardziej wolę posłuchać te surowo brzmiące, nie najlepiej zarejestrowane kawałki Steve'a circa 1974-75, niż pięknie brzmiące, dopieszczone płyty Framptona. Ale do tego materiału nie zamierzam nikogo przekonywać, to raczej dla fanów Marriotta, a nie dla 'nowych' słuchaczy.
A co Frampton myśli o Stevie? Mogłoby się wydawać, że skoro odszedł z kapeli, to nie za dobrze myśli o Marriotcie.
Ku mojemu zaskoczeniu, nigdy nie widziałam choćby jednego negatywnego zdania o nim.
Np.
http://www.youtube.com/watch?v=mfxZM-Iwpkg Johny Hallyday wanted to use Small Faces and Eric Clapton, Jeff Beck or Jimi Hendrix weren't avaliable so they asked me ..um ha ha, "well he'll do"...so Glynn asked "Steve would like you to come and do it" you know, so I said "absolutely" .I got to be part of Small Faces just for a week in the studio, and I really thought that we were actually going to , possibly form, but I guess the idea of five ??? split (chodzilo o kasę) wasn't atractive for them.
Steve was just one of those all time classic one in a million, or maybe more people that just are blessed with this talent that is just beyond belief, he oppened his mouth and gold does came out- every time, and I was and always will be his biggest fan you know."
"...Steve był jednym z tych klasycznych jednych na milion (albo i więcej) ludzi obdarzonych talentem, który jest niewiarygodny, otwierał swoje usta i za każdym razem wychodziło złoto. Zawsze byłem i będę jego największym fanem"
http://www.modernguitars.com/archives/004674.htmlThe other day I was at a gig and this guy came backstage and he showed me pictures he’d taken of me the last time I was there. I can’t remember where it was now. And he said, “This is for you,” and it was an envelope of, like, an 11x15 photo. I opened it up and I got chills, man. It was Steve, at the mike, with the Epiphone with the one P90, and it was just hanging, he was on the mike, long hair, and he was playing harp with his eyes closed. That’s going up next to the Beatles downstairs for me. That’s how much I respect him to this day and always will. I will never have the opportunity to play with that talent again or anyone that comes close.
Maybe I’m wrong. I hope so. That’s a better way of putting it. I hope that I get the chance to work with someone again who has the amount of talent that that little five foot guy had. I mean, he was the greatest, right? He was better than Paul Rodgers and he was better than Rod Stewart. He would’ve been bigger than either of them.
"Innego dnia byłem na koncercie i ten facet do mnie podszedł i pokazał mi zdjęcia, które mi zrobił poprzednim razem jak grałem. Teraz nie mogę sobie przypomnieć gdzie to było. I powiedział "to jest dla Ciebie". To była koperta o wymiarach 11x15, otworzyłem ją i aż dostałem dreszczy... to był Steve, za mikrofonem, z Epiphonem z przystawką P90, gitara po prostu wisiała, on był za mikrofonem, z długimi włosami i grał na harmonijce z zamkniętymi oczami. To dla mnie coś takiego jak Beatlesi. Tak właśnie go szanuje do dzisiejszego dnia i zawsze tak będzie. Nigdy już nie będę miał okazji grać z kimś z takim talentem, ani z nikim kto jest chociaż blisko jego talentu.
Może się mylę. mam nadzieję. Może lepiej jest to tak ująć. Mam nadzieję, że jeszcze będę miał szansę pracować z kimś tak utalentowanym jak ten mały facet (Steve miał ok 164-165 cm wzrostu
). On był największy, prawda? Był lepszy niż Paul Rodgers, i był lepszy niż Rod Stewart. Mógł być większy od każdego z nich."
http://www.guitarplayer.com/article.aspx?id=115803Speaking of Humble Pie, what was the most significant thing you took away from your years playing with Steve Marriott?
The riff! Steve was the riffmeister. He taught me a lot about how you attack a note or a chord—he was very precise—and also about how long to hold each note or chord and the space that you leave in between them. Those things are as important as the notes and chords themselves. Steve was also a really good orchestrator of big guitar riffs. I would write big riffs, too, based on what he had taught me, and then we would combine them into these enormous arrangements. And although Steve was very blues oriented, he also had a great melodic sense. Like on the track “Black Dog,” where he came up with a really beautiful melody that I just harmonized with. He was a much broader musician and writer and singer than I think he even knew himself.
"jaka byla najistotniejsza rzecz, jaką wyniosłeś z gry ze Stevem Marriottem?
Riff. Steve był "riffmeister" ???. Nauczył mnie sporo jak atakować nutę lub chwyt, był bardzo precyzyjny, a także nauczyłem się jak długo trzymać każdą nutę czy chwyt i o tej przestrzeni, którą zostawiasz pomiędzy nimi. te rzeczy są tak samo ważne jak nuty czy chwyty. Steve był także bardzo dobrym aranżerem dużych gitarowych riffow....I pomimo, że Steve był bardzo ukierunkowany w stronę bluesa, miał także świetny zmysł melodyczny....On był o wiele bardziej 'wszechstronnym" ??? muzykiem, autorem piosenek i wokalistą niż sam siebie postrzegał"