autor: Rakiet » lipca 25, 2013, 11:45 pm
poczytałem trochę starych wpisów i wzięła mnie nostalgia :|
wrzucam więc tu tekst (w temacie nostalgii), który machnąłem dość dawno temu. dotychczas kisił się trochę na stronie derfa, ale wątpię żeby go ktoś tam czytał... tutaj będzie mu może lepiej :)
FAMA 1985
by Adam „Rakiet” Kozłowski, Big John & The Rockets
W 1985 roku Festiwal Kultury Studenckiej Fama przestał już być tą Famą od ''Salonu Niezależnych'', a stał się czymś w rodzaju festiwalu rockowego (z domieszką kabaretu). Irek Dudek zaprosił nas, czyli kapelę bluesową ''Big John & The Rockets'' do grania na Famie - mieliśmy tam robić bluesowy klimat. Zapewne nie stało się to z powodu naszych wysokich walorów muzycznych czy chociażby prezencji - po prostu graliśmy akustycznie i - jako jedna z niewielu wtedy śląskich kapel - mogliśmy zagrać na ulicy...
Nauczeni doświadczeniem (w 1984 graliśmy już trochę na ulicach i rynkach Olsztyna w czasie I Olsztyńskich Nocy Bluesowych) postanowiliśmy zabrać na imprezę jak najwięcej muzyków. Grając na ulicy nie można poluzować napięcia, bo słuchacze momentalnie się rozchodzą, a z gitarami wiadomo, a to struna pęknie, a to strój puści. Chcieliśmy też, żeby to była znacząca akcja, żeby z daleka było widać, że coś się dzieje. Mariusz Maksymowicz, nasz basista, który wtedy mieszkał w Goczałkowicach, przyprowadził swojego znajomego z sąsiedztwa, twierdząc, że to saksofonista. To nas ucieszyło niezwykle i zaimponowało, no bo wszyscy graliśmy tylko na zwykłych gitarach. saksofonista nazywał się Adam Kulisz i szybko okazało się, że wcale nie chce grać na saksie, tylko na gitarze - po latach odwdzięczył się Maksowi, zapraszając go do grania na kontrabasie w Kulisz Trio.
Tak więc zebraliśmy niezłą gromadkę do tego grania, chyba z dziesięć osób, do tego jeszcze ''osoby towarzyszące'' - skarbnik, który zbierał forsę, kolega, który naciągał pęknięte struny, kilka innych osób - no i pojechaliśmy.
Trasy z Katowic nie będę opisywał, bo to temat na osobną nowelę, nadmienię tylko, że jechaliśmy najdłuższą wtedy linią kolejową - z Przemyśla do Szczecina. Myślałem, że miną całe wakacje zanim dowleczemy się nad morze. Kontrabas takie trasy zwykle spędzał w umywalce, która była jakby stworzona pod wymiar tego instrumentu - nieodmiennie wprowadzając w zdumienie pasażerów i konduktorów. A my jechaliśmy, jak zwykle w PRL-u - w łączniku między wagonami ;-).
Do Świnoujścia dotarliśmy w środku nocy i z miejsca wzbudziliśmy sensację - okazało się, że przyjechaliśmy o tydzień za wcześnie i jest nas dwa razy więcej niż przewidywano. Prawdopodobnie jednak nasza grupa przytłoczyła samotną ''dyżurną'' w biurze festiwalu i dostaliśmy przydział noclegowy do wielkiego wojskowego namiotu, a dodatkowo - bony obiadowe. byliśmy pod wrażeniem.
Nasz namiot stał niedaleko festiwalowego pola namiotowego, cały był tylko dla nas, a ponieważ na polu często pojawiali się milicjanci (zwykle o świcie) łapiąc niezameldowanych (czyli raczej większość) więc u nas chroniły się tłumy, było wesoło i twórczo. Przychodzili też muzykanci z innych kapel, których szczególnie przyciągał mariuszowy kontrabas. Gedeon Jerubbaal upodobał sobie granie na tym instrumencie - nie używali przy tym strun, traktując go raczej jak bęben - oni zresztą wszystko traktowali jak bęben...
Co rano szliśmy sobie na promenadę świnoujską i graliśmy. Tam zdarzały się rzeczy niesamowite. Takie grające na ulicach kapele nie były wtedy powszechne, reakcje ludzi były czasem niesamowite. Trudno sobie wyobrazić wzruszenie ulicznego grajka, kiedy podchodzi człowiek sterany życiem, zniszczony nałogami (żeby nie powiedzieć menel) i pyta: a gracie coś Hendrixa? Po takim zagajeniu musisz zagrać ''Hey Joe'', choćby nie wiem co.
Grając na tej promenadzie zarobiliśmy sporo forsy. Ponieważ następny przystanek to był ''Top Blues'' w Sopocie, postanowiliśmy popłynąć do Sopotu wodolotem. Niestety, linia akurat była nieczynna (nie wiem, może naprawiali tory?) i musieliśmy pojechać pociągiem. Przeżyliśmy tam ''ciekawą'' przygodę. Przyłączył się do nas facet. Taki zwyczajny, nic z kontrkulturowości, ani nawet nowoczesności w nim nie było. Trochę z nami degustował, a następnie kiedy już wszyscy zaczęli przysypiać zaczął demonstrować... pistolet wetknięty za pasek. Zaczął snuć opowieść, jak to on w Koszalinie pracuje w wydziale, no i chciałby żebyśmy z nim tam poszli. Ponieważ był pijany podpalał się coraz bardziej, zaczął nawet pokrzykiwać. Nie wiadomo jak ta mrożąca krew w żyłach historia by się skończyła, gdyby nie nasze koleżanki, które zaczęły mu robić jakieś kanapki, gadały do niego spokojnymi głosami - aż w końcu wysiadł w tym Koszalinie czy Słupsku sam. My, faceci, całkiem spanikowaliśmy.
W Sopocie okazało się, że kicha. Nic nie załatwione, noclegów nie ma, morze brudne, a festiwal to zwykła machlojka. Chodziły słuchy, że główną nagrodą jest Les Paul Tadeusza Nalepy, ale mistrz pewnie o tym nie wiedział - bo oczywiście okazało się, że nie wygrał nikt i nikt na Gibsona nie zasłużył. Główne wyróżnienie dostał chyba jakiś zespół piosenki studenckiej czy coś, nie warto mówić... Jeszcze dość ciekawa obserwacja, może nie w temacie ale nie mogę sobie odmówić, z pola namiotowego w kamiennym potoku: musicie sobie wyobrazić wielką przestrzeń pełną namiotów, po której nikt nie chodzi. po prostu ani żywej duszy. Nagle, gdzieś tak około 19, otwierają się (prawie jednocześnie) wszystkie namioty i wychodzą z nich wystrojone panny na wysokich obcasach, w disco-kreacjach (te świecące cekiny made in '80, faceci wystrojeni w marynarki, jeans dekatyzowany itp. i wszyscy maszerują na dyskotekę. Rano wracają, wchodzą do namiotów i wszystko od nowa. klimat niesamowity!
''Big John & The Rockets'' na tamtej trasie to mniej więcej: Janusz Klas (gitara, harmonijka), Adam ''Rakiet'' Kozłowski (gitara, śpiew - później Adam & Rakiety), Mariusz Maksymowicz (kontrabas - później Kulisz Trio), Mirek ''Rubens'' Grabowski (akordeon, śpiew - później Rubens Band), Darek Mazurkiewicz (werbel, później RAP). Gościnnie grali: Adam Kulisz (saksofon - później Kulisz Session, Kulisz Trio i in.), Marcin Copik (gitara - później Fire Trap, Funky Stuff, The Freax) i inni, których niestety nie pomnę.
adam "rakiet" kozłowski.
tu robię strony www, animacje, ulotki, logotypy i reklamy:
a tu wspominam rakiety: