Blues Album For Beginners

Tu porozmawiacie o najpiękniejszej muzyce jaką jest Blues; o tradycji, teraźniejszości i przyszłości "błękitnych nutek"...

Moderator: mods

Blues Album For Beginners

Postautor: karambol » kwietnia 16, 2010, 7:52 pm

Często, również na tym forum, padają pytania od czego zacząć słuchanie bluesa. Pewnie ilu odpowiadających tyle propozycji. Tutaj kolejna porcja, tym razem 12 płyt z kategorii for beginners. Wybór ciekawy, bardzo poprawny politycznie bo są i biali i czarni i przeszłość i w miarę współczesność. Ciekawa propozycja.
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: Sław » kwietnia 16, 2010, 8:57 pm

Hej!
Ciekawa i niezła lista. Nawet mi się podoba, ale jak dla "beginnersów" ma chyba pewien minus - niektóre płyty dość trudno dostępne, np. Hooker, FT czy Terry / McGhee.
No i oczywiście nie podoba mi się nadreprezentacja Chicago a pominięcia skrzydła zachodnie wybrzeże, bardziej klasyczny Teksas, Kansas.
Dzięki za link.
Pozdrawiam Sławek
https://www.facebook.com/feelintheblues1
R.L. Burnside - "The blues ain’t nothin’ but dance music".
Sław
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 2606
Rejestracja: stycznia 13, 2005, 9:53 pm

Postautor: karambol » kwietnia 16, 2010, 9:04 pm

Ja UWIELBIAM Chicago dlatego akurat nie narzekam. A mnie co innego nie podoba się na tej liście. Po pierwsze brak B.B. Kinga i po drugie dla beginnersów oryginalny Robert Johnson może być "odstraszający". Może lepiej podać to w trochę przetrawionej i uwspółcześnionej formie choćby Eric Clapton "Me and mr Johnson".
Awatar użytkownika
karambol
Administrator
Administrator
 
Posty: 2439
Rejestracja: czerwca 24, 2004, 4:57 pm
Lokalizacja: Białystok

Postautor: RafałS » kwietnia 17, 2010, 8:08 am

karambol pisze:A mnie co innego nie podoba się na tej liście. Po pierwsze brak B.B. Kinga i po drugie dla beginnersów oryginalny Robert Johnson może być "odstraszający". Może lepiej podać to w trochę przetrawionej i uwspółcześnionej formie choćby Eric Clapton "Me and mr Johnson".


Pełna zgoda. Ja w ogóle uważam, że zaczynanie słuchania bluesa od starych płyt, archiwalnych nagrań może kogoś zniechęcić. To są smakołyki, ale dla koneserów gatunku. Dla mnie samego do niedawna to było mało strawne, a trochę tych płyt bluesowych już mam. Bardzo powoli do tych rzeczy dojrzewam. Już sama jakość dźwieku może być przeszkodą dla dzieci ery cyfrowej. BB King, niektóre z bluesowych płyt Buddy Guya (np. Slippin' In czy koncertowa Real Deal), John Primer, wspomniany album Claptona... - jest masa dobrych bluesowych płyt nagranych w ciągu ostatnich 20 lat przez mniej i bardziej znanych wykonawców, muzyki granej w starym stylu. Niekoniecznie to, co najwazniejsze historycznie jest dobre dla poczatkujacych.

Zawsze powtarzam, żeby zaczynać od tego, co się lubi. Chwycić jednego wykonawcę, który nam pasuje i potraktować to jako punkt wyjścia, zataczając stopniowo coraz szersze kregi (np. inni znani, z którymi nagrywa, jego mistrzowie i ci, co się nim inspirują). W moim przypadku to sie sprawdziło. Wyszedłem od białego blues-rocka, trafiłem na Buddy Guya i BB Kinga i wsiąkłem. Może warto zrobić dla beginnersów listę 10 płyt bluesowych XXI wieku? Niech wiedzą, że to wciąż żyje.
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: RafałS » kwietnia 19, 2010, 10:19 am

Wczoraj miałem z żoną miłą dyskusję na temat naszych prywatnych wyborów płyt bluesowych dla początkujących. Wspólnymi siłami wybraliśmy 10 tytułów z naszych półek (i długą listę rezerwową). Nie udało się ograniczyć do XXI wieku – poluzowaliśmy kryteria do ostatnich 20 lat.

1. BB King – “Blues On The Bayou” (1997). Wahałem się między tą płytą a „Blues Summit”. Moja Asia stwierdziła, że ważniejsze jest zaprezentowanie początkującemu czystego BB Kinga niż mieszanie w głowie nazwiskami. To jej ulubiony BB King.

2. Buddy Guy – „Live – The Real Deal” (1996). Rozważaliśmy jeszcze “Sweet Tea” i “Slippin’ In” (obie też mocno bluesowe). Wygrał koncert, ze względu na luźny klimat klubowego jamowania.

3. John Mayall & The Bluesbreakers And Friends – “70’th Birthday Concert” (2003). Jubilat w dobrej formie, znamienici goście, przeglądowy repertuar i fenomenalna kapela, która rozjeżdża słuchacza. Chyba żadna z ostatnich studyjnych Mayalla nie może się z tym równać.

4. Eric Clapton – „Me and Mr Johnson” (2004). Jedna z dwu bluesowych płyt Claptona ostatnich 20 lat, moim zdaniem lepsza od „From The Cradle”, gdyż zaśpiewana na większym luzie, własnym głosem, bez prób naśladowania murzyńskiej chrypki. No i klasyki Johnsona.

5. Jimmy Rogers – „Blues Blues Blues” (1998). Wciąż nie mogę się nadziwić, jak udana okazała się ta płyta z duetami. Wszyscy wypadli naturalnie i buja jak trzeba.

6. Ronnie Earl & Duke Robillard – „The Duke Meets The Earl” (2005). Były wątpliwości, bo i Earl i Robillard mają na koncie tytuły, które lubimy bardziej. Ale tamte zawierają sporo jazzu, a ta jest ulubioną z bluesowych i mamy ich dwu za jednym zamachem.

7. Jimmie Vaughan – „Do You Get The Blues” (2001). Wszystkie trzy solowe płyty Jimmiego mają świetny klimat i feeling. Trudny wybór. Ta jest nowsza, dłuższa i ma ciut ładniejszą okładkę. Wygrała decyzją Asi.

8. The Fabulous Thunderbirds – „Live„ (2001). OK. – to nie jest czysty blues – sporo tu rock’n’rolla. Ale jest harmonijka Kima Wilsona i świetna kapela z Kidem Ramosem i Genem Taylorem. Masa energii, koncert – rakieta. Dla tej płyty nagięliśmy reguły.

9. Rod Pizza & The Mighty Flyers – “Here and Now” (1999). Niestety tylko tę płytę tej kapeli mamy. Być może lepszym wyborem byłaby inna. Świetna harmonijka i trochę inne podejście do bluesa od dominującego dziś. Oprócz Roda i Honey jest Rick Holstrom na gitarze. Znów Asia uparła się, żeby byli na liście.

10. Walter Trout – „Full Circle” (2006). Moje ulubione płyty Waltera to te koncertowe. Ale tam jest trochę za dużo rocka, żeby je polecić do poznawania bluesa. A tu właściwie same bluesowe schematy, choć zagrane po białemu: twardo, ostro i mało sprężyście. Ale Walter tak gra, jest dla nas symbolem białego gitarowego wymiatacza bluesrockowego i w charakterze reprezentanta tego podgatunku go to umieściliśmy. Są nazwiska, jest też klimat.

Na liście niestety dominuje gitara, brak płyty prowadzonej przez fortepian i brak śpiewających pań. W poczekalni znalazły się między innymi: różne duety Johna Lee Hookera (zbyt gwiazdorskie), „Dot.Com.Blues” Jimmy Smitha (za dużo jazzu), „Gratitude” naszego ulubionego Tommiego Castro (za dużo soulu), „Max Attack” Dave’a Maxwella (za dużo piosenkowości), ABB (to jednak rockowa kapela) i kilka dam (Susan Tedeschi, Shemekia Copeland, Janiva Magness – ogólnie za mało bluesa w bluesie).
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: olekblues » czerwca 11, 2010, 7:53 am

A może zamiast pakować się od razu w płyty posłuchac radia DERF. Zaproponowac sobie odpowiednią dawke bluesa z eteru internetowego by móc zadecydować czy jestem wstanie wogóle zaprosić ten gatunek do siebie.
Taka luźna sugestia. Ja zaczołem od Dylana który wcale nie jest taki bluesowy jak mówią, a jednak... od niego wszystko sie zaczelo w moim przypadku, a teraz kocham te wszystkie trzaski na starych nagraniach mistrzów gatunku.
Awatar użytkownika
olekblues
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 1711
Rejestracja: lutego 6, 2008, 7:45 pm
Lokalizacja: Kalisz


nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Blues i tylko blues

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 203 gości

cron