Okolice Bluesa

Słuchałem audycji, wszystko pięknie, ale co ma wspólnego z bluesem

Wishbone Ash? Wiem, że dobrze zagrali, ale równie dobrze zagrali POA, ale to nawet nie

stało koło bluesa! A że festiwal ma w nazwie blues? A co z tego wynika? Ano, tyle, że pan

organizator spełnia swoje marzenia. Wystarczy nazwa, jeden gość z oryginalnego składu i

to wszystko. A na świecie tyle się dzieje, jest tyle nowej, dobrej muzyki. Bluesowej. Nawet.

A ten fest w Koninie to po prostu impreza rockowa, bo w sobotę grali tam jeszcze tacy

"bluesmani" jak Superhalo (jakaś tragedia) i goście z Italii (szkoda pamięci na nazwę). I nie

byłoby to nic specjalnie dziwnego, ale tak jest na znacznej ilości polskich festiwali mających

w nazwie "blues". W Koninie byłem chyba ostatni raz ( w ubiegłym roku też był rock).

Ale rockfanów zachęcam. To dla was są Bluesonalia.

Stan- widzieliśmy się w czasie Jimiwey, nawet mam z Tobą fotkę. Planowałem Ciechanów, ale nie mogę przyjechać - może w przyszłym roku.


Co do różnicy między koniem a koniakiem (to miało być dowcipne?), to nie problem

w rozróżnianiu, ale utrwalaniu stereotypu, że blues to rockowy łomot. Żeby nie było,

nie mam nic przeciw pojmowaniu muzyki jako: "z pałerem w łapach"... Ale to już za

mało, aby ludzie zechcieli słuchać. Muzyka ma tyle barw i emocji, które przekazać

można w inny sposób, a nie tylko przez "pałer w łapach"(czytaj: recenzja koncertu

POA i Lez Z. w Warszawie). Niestety, minęły już czasy, kidy muzykę odbierało się

"bebechami". W Koninie waliło po trzewiach w czasie koncertu POA, wiele osób

musiało wyjść na korytarz. Oczywiście "de gustibus..." Tylko, że później, jeśli ktoś

znajdzie się na koncercie bluesa lub jego okolic, to będzie zdziwiony:"co to jest, to

nie blues, przecież blues to Wishbone Ash, POA, Black Sabbath, Jan Gałach Band,

Cheep Tobaco, itd." Oni wszyscy są fajni, ja wiem, ja też to lubię, ale w tym nie ma

nawet grama bluesa!

I gdziekolwiek, ludzie nie będą chodzić na koncerty tylko dlatego, że ktoś ma pałer w ...