Po raz pierwszy mialam okazje isc na koncert artysty, ktorego tworczosci wczesniej nie znalam. Nie szukalam plyt, nie sluchalam po internecie...Znane mi (i nie tylko mi) bylo nazwisko wielkiego aktora, ktorego z poczatku nijak szlo polaczyc z bluesem. Na koncert szlam takze bez zbytniego przekonania...a moze i nawet nastawiona sceptycznie. Nauczona po ostatnim koncercie w Plymouth Mrs Bonnie Raitt, postanowilam "nie napalac sie" zbytnio
Rozpoczelo sie o punktualnie o 19:30 polgodzinnym wystepem pewnego ciemnoskorego pana z Delty Missisipi, ktory to probowal rozbawic publicznosc gra na dziwnym instumencie podobnym do banjo oraz na malej gitarce zrobionej z pudelka po cygarach. Wszystko by bylo ok gdyby pan ten nie spiewal...mial poprostu dziwna barwe glosu
Jednak wszystko mialo dopiero przyjsc...po polgodzinnej przerwie na browarka cala rzesza angielskich widzow zasiadla grzecznie na swoich krzeselkach. Bo musze dodac ze koncert ten nie byl w zadnym clubie gdzie mozna bylo stac, podejsc pod scene czy cos podobnego. Sala koncertowa jest dosyc pokaznych rozmiarow, mankamentem jest to, ze kazdy bilet jest miejscowany i trzeba siedziec caly czas na swoim miejscu.
Wroce do tego jak wszyscy zasiedli...doslownie na minute
Po wyjsciu na scene calego zespolu i chorkow od razu przy pierwszym utworze cala sala byla postawiona na bacznosc. A wlasciwie nie na bacznosc bo wszyscy juz sie zaczeli ruszac i klaskac w taktach dwunastu. Bylam juz na naprawde wielu koncertach, ale pierwszy raz zdarzylo mi sie widziec tak rozbawiona publike juz na poczatku wystepu. Mlody wokalista z zespolu tak wszystko nakrecil, ze juz na poczatku wiedzialam, ze to bedzie dobry koncert. Nie mylilam sie. Po krotkim wprowadzeniu wszedl na scene sam Steven Seagal - duzy facet z gitara
Nie ukrywam, ze cale show bylo zrobione z pomyslem, chorki dopelnialy wszystkiego. Muzycznie to polaczenie dobrego bluesa z funky, soulem i moze czasami gospel. Dzieki wokaliscie z chorkow mozna bylo tez czasami uslyszec niezle r'n'b. Artysci wiedzieli jak rozbawic i przede wszystkim zainteresowac publicznosc muzyka, a sam Steven Seagal dal pare razy niezly popis na gitarze. Popis wokalny tez niezly...chrypka jak u starego, styranego zyciem bluesmana !!
Szkoda tylko, ze tak krotko...w polowie koncertu zostal przedstawiony caly zespol - 2 gitary, perkusja, piano, bass, 2 osoby w chorkach i Steven
Caly koncert trwal poltorej godziny, nie za dlugo, ale naprawde bylo warto sobie sprawic taki prezent urodzinowy. Blisko tez bylo abym sie pozbyla swojego sprzetu rejestrujacego...pan z ochrony dal mi upomnienie w czasie krecenia filmu. Na koniec 2 bisy w tym "Wild Thing" na sama koncowke...W tym momencie publicznosc byla juz pod scena i spiewala i tanczyla razem z gwiazda. Steven przebiegl sie jeszcze na pozegnanie po krawedzi sceny zeby usciskac dlonie fanow i pobiegl za kulisy. Zapalili swiatla i trzeba bylo opuszczac sale koncertowa.
Ciesze sie, ze tam bylam. Niezle pozytywne zaskoczenie co tez mozna zrobic za show przy odrobinie wysilku i zebraniu paru niezle zakreconych muzycznie osob. Szkoda, ze Steven tak pozno wzial sie za muzyke...
A Pan z chorkow powinien pomyslec nad swoja kariera
Modela...tancerza lub wokalisty
Zdjec mam wiecej ale nie warte sa pokazania na forum. Mam pare filmow niezlej jakosci - musze tylko dojsc jak je umiescic w sieci. Naprawde jest co ogladac i sluchac !!
Pozdrawiam.
Specjalnie dla forum Okolice Bluesa - Kfiatek (Plymouth)