Piekielnie ciekawy temat. Sam od dłuższego czasu się o tym zastanawiam, bo powiem szczerze że zdarzają mi się sytuacje, że nie wiem jak rozmawiać o bluesie.
Ciekawe zjawisko - 95% muzyków profesjonalnych bardziej i mniej w wywiadach czy prywatnych rozmowach mówi: "gram to i tamto, ale nie chcę się zaszufladkowywać" "gramy post-punkowe psychobilly z elementami nu-metalu ale nie chcemy żeby przypinano nam etykietki" i chyba właśnie o te szufladki chodzi - bo przecież grać byłoby o wiele łatwiej bez nich, tworzenie byłoby niczym nieskrępowanym ciągiem inspiracji i odpowiedzi na nią. Tylko że człowiek tak już ma że wszystko kategoryzuje i to czego sklasyfikować się nie da budzi w nim przestrach i konsternację. No i może byłaby wolność, ale zamiast ładnego regału z szufladkami mielibyśmy porozrzucane wszędzie papierzyska, i jak tu rozmawiać o muzyce? Trzeba tę część muzyków wsadzić do jednej szuflady, drugą do drugiej, i nie trzeba będzie przywoływać nazwisk ich wszystkich żeby mówić o jakimś konkretnym typie pomysłów muzycznych.
Problem pojawia się wtedy, gdy szufladka z napisem "blues" staje się tak wypchana że w jej wnętrzu także nie można dojść do ładu. Sprawa o tyle bardziej skomplikowana, że blues bardzo silnie zakorzeniony jest w konkretnym typie emocji i ich przekazywania, stąd słuchacze i krytycy skłonni głosić, że wszystko w czym są silne emocje to blues, i robi się bałagan.
Mój nauczyciel w rozmowie ze mną ostatnio stwierdził (jeśli dobrze pamiętam) że blues jest wtedy gdy jest konkretny rytm i improwizacja (albo nie rytm tylko groove... zapomniałem szczerze mówiąc
). No i super, wszystko wiemy, tylko że wtedy cały jazz też tak właściwie jest bluesem, a blues jazzem, i znowu bałagan...
Inny przykład: Boogie Chilli na koncercie na festiwalu w Gdyni grają covery zespołu Morphine, potwierdzając padłe we wspomnianej wcześniej rozmowie słowa mojego nauczyciela, że Morphine też bluesem jest, a czego wcześniej nie zauważałem. No i teraz pytanie - czy jest to blues czy jest to inna muzyka, ale w bluesie mocno zakorzeniona? Chyba to właśnie o te korzenie chodzi. Sam w tej chwili w moich muzycznych działaniach siedzę w bluesie pierwotnym, ale spodziewam się że w przyszłości pójdę też w inne kierunki - być może do tego stopnia że nie będę mógł powiedzieć że gram bluesa, ale już sam fakt że go dobrze zawczasu poznam sprawi, że będzie on tkwił gdzieś w korzeniach drzewek które posadzę...
Bardzo trafne spostrzeżenie z tym jazzem, w sumie gdyby jakiś szalony jazzman złożył sobie dixielandowy zespół i kazał im grać afrykańskie rytmy (czy Bóg wie jakie jeszcze inne połączenie), nikt chyba by nie miał do niego pretensji że gwałci tradycję dixielandu... Różnica chyba polega na tym że w jazzie poszukiwanie kieruje się na zewnątrz, a w bluesie do wewnątrz - człowieka.
No i bardzo spodobało mi się określenie "blues tradycyjny" którego wcześniej nie słyszałem, ale od teraz zacznę je stosować. Jak jest blues tradycyjny to wiadomo o co chodzi, rasowo, z emocjami, rytmem, improwizacją, bez ściemy i jakichś roków. Jak pójdę do klubu i powiem managerowi że gramy z kolegą bluesa tradycyjnego, i to jeszcze z Delty Mississippi, to będzie wiedział że bilety nie pójdą i będzie nam musiał mniej zapłacić
Mam nadzieję że nie poplątałem się i napisałem coś sensownego
Pozdrawiam
Tomek