To zagadnienia czysto subiektywne, kwestia wrażliwości, nastroju, a także (brzydko mówiąc) obycia muzycznego. Swoistego rodzaju wiwisekcja na muzyce to zbrodnia, moim zdaniem, której dopuszczają się głównie sami muzycy: Jak on/ona to zagrał itd. Mniej zastanawia DLACZEGO.
Człowiek lubi rozumieć co się w okół niego dzieje i stąd pewnie to podświadome szufladkowanie. Zjawiska muzyczne(bądź czysto sonorystyczne)wykraczające poza naszą percepcję (choćby tylko w danej chwili) z regułu odrzucamy i tu wkracza do akcji...czas. Musimy zweryfikować dane zdarzenie. Są nagrania, które przy pierwszym zetknięciu "nie siadają" a po pewnym czasie...
Ktoś mądrze kiedyś stwierdził, że siła tkwi w prostocie. I ciężko się z tym nie zgodzić. Prostota formalna w muzyce zbliża utwór do ideału. Środki, jakimi osiągamy ów cel to już zupełnie inna bajka (to właśnie technika, warsztat kompozytorski, a nawet sposób rejestracji nagrania)
Myślę, że bardzo ważna jest w muzyce Inteligencja i Wola, tak ze strony twórcy jak i słuchacza.
Obiektywizm w muzyce? Nie wiem czy coś takiego istnieje.
Zauważyłem jednak coś co zastanawia.
Otóż śmiem twierdzić, że są utwory, które istnieją w świadomości ludzkiej jakby podświadomie. Odbierane jako "coś wielkiego"(może i pięknego)
Np.: I cz. V Symfonii Beethovena, Toccata i Fuga d-moll Bacha, Cztery Pory Roku Vivaldiego (głównie Wiosna i Jesień - cz. I). Nawet jak ktoś na te hasła robi
wielkie oczy to po zanuceniu...A! no jasne, że znam! Dużo ludzi tak reaguje.
I myślę, że to nie tylko czas zrobił swoje. Pomiędzy tymi "czarnymi kropkami" jest po prostu
zawarte TO COŚ. A czy się podoba? To znów kwestia gustu...itd, itd.
Na koniec fragment wypowiedzi F. Liszta:
"...Sztuka będzie budziła ogólny szacunek dopiero wówszas, gdy nauczyciele (twórca) wpoją w ucznia (odbiorca), że chcąc być prawdziwym muzykiem (a także odbiorcą), trzeba się stać jednocześnie wybitnym człowiekiem."