Jimmy Thackery - kto lubi gościa?
: lutego 21, 2009, 6:03 pm
Dziwny facet. Gra wszystko po trochu, z płyty na płytę zmieniają się główne inspiracje i proporcje: rock and roll, surf, country, swingujący jazz, blues, r&b, soul a od czasu do czasu sięga po Hendrixa. Głosu nie ma za grosz, nie jest ani na jotę nowatorski ale jakimś cudem, to co nagrywa zawsze idealnie do mnie trafia. Mam wrażenie, że z wiekiem lubię go coraz bardziej a jak już posiwieję, to założę chyba jego fan club.
Pisze on takie sobie niedbałe pioseneczki i zawsze jest w nich coś, co zwraca moją uwagę: riff, zabawne zdanie, fragment melodii wokalu, sposób w jaki zaakcentuje jakieś słowo. Ironizuje, kpi z samego siebie, podchodzi do życia z siedmiomilowym dystansem. Bez wielkich słów, bez dramatyzowania, spokojnie przekuwa na teksty i muzykę codzienne obserwacje.
Jako gitarzysta, ostatnio częściej daje odpocząć palcom, ale jak już te paluchy pójdą w tan, to się mogą młode pistolety pochować, takie rzeczy wyczarowuje. Przeważnie jednak wycina te swoje krótkie, pikantne solóweczki emanujące taką zwodniczą łatwością i gładkością. "Dać no mi gitarę, ja też to zrobię" - chce się powiedzieć, ale się człowiek gryzie w język w porę, bo a nuż ktoś poda instrument i co wtedy?
Dla mnie osobiście - wiem, jestem szalony - niektóre jego utwory są na miarę Boba Dylana, J.J. Cale'a czy Johna Hiatta. Dużo mówi się o tym, że do grania i pisania muzyki potrzebne jest serce i jak to do tego serca trzeba głęboko sięgnąć, tak od serca do tego serca trzeba sięgnąć, no bo bez sięgania do tego serca, to wiadomo - do serca słuchacza się potem nie trafi. Tak - serce jest ważne - ale jak patrzę na bystre oczka Jimmiego na zdjęciach z wkładek płyt, to coś mi szepce, że przydaje się też czasem mózg.
Pisze on takie sobie niedbałe pioseneczki i zawsze jest w nich coś, co zwraca moją uwagę: riff, zabawne zdanie, fragment melodii wokalu, sposób w jaki zaakcentuje jakieś słowo. Ironizuje, kpi z samego siebie, podchodzi do życia z siedmiomilowym dystansem. Bez wielkich słów, bez dramatyzowania, spokojnie przekuwa na teksty i muzykę codzienne obserwacje.
Jako gitarzysta, ostatnio częściej daje odpocząć palcom, ale jak już te paluchy pójdą w tan, to się mogą młode pistolety pochować, takie rzeczy wyczarowuje. Przeważnie jednak wycina te swoje krótkie, pikantne solóweczki emanujące taką zwodniczą łatwością i gładkością. "Dać no mi gitarę, ja też to zrobię" - chce się powiedzieć, ale się człowiek gryzie w język w porę, bo a nuż ktoś poda instrument i co wtedy?
Dla mnie osobiście - wiem, jestem szalony - niektóre jego utwory są na miarę Boba Dylana, J.J. Cale'a czy Johna Hiatta. Dużo mówi się o tym, że do grania i pisania muzyki potrzebne jest serce i jak to do tego serca trzeba głęboko sięgnąć, tak od serca do tego serca trzeba sięgnąć, no bo bez sięgania do tego serca, to wiadomo - do serca słuchacza się potem nie trafi. Tak - serce jest ważne - ale jak patrzę na bystre oczka Jimmiego na zdjęciach z wkładek płyt, to coś mi szepce, że przydaje się też czasem mózg.