Bart Łęczycki pisze:Przeanalizowałem ten utwór pod kątem linii basowej, tempa oraz współbrzmienia czy interakcji instrumentów z sekcji rytmicznej.
Zrobiłem pomiar moim metronomem Wittner.
Początek utworu jest w tempie ok 120 zaś kończy się 122 czyli jak bluesowe normy świetnie!
Nie o to chodzi, Wszyscy przyspieszaja, to nie jest zaden problem.
Bart Łęczycki pisze:Jeśli chodzi o linie basu to zrobiłem małą equalizację aby lepiej odseparować najniższe częstotliwości. Faktycznie do tego instrumentalisty można się przyczepić. Nie wiem dlaczego ale zdaje się że momentami mija się z tzw "tajmem"!
Można postawić pytanie dlaczego taki utwór ujrzał światło dzienne?
Zapewne nie dowiemy się tego... Ale wiem jedno, że rozkładając utwór na czynniki proste, patrząc wybiórczo na dany element może nam umknąć coś naprawdę ważnego...
Nie tylko bas, rowniez traby graja paskudnie kwadratowo... W tej konkretnej sytuacji trudno w ogole wypowiadac sie o graniu lidera - bo czy On gral do tej sekcji, czy do innej, czy sekcja grala pod niego, czy przedtem, czy grali razem ale sie nie slyszeli, czy byli narabani - nie wiemy, ale taki utwor pierwszy na plycie?
Bart Łęczycki pisze:Zdaje się że Miles Davis z technicznego punktu widzenia grał na trąbce po prostu kiepsko (znacznie gorzej niż np. W. Marsalis), miał wiele "kiksów" i niedopracowanych dźwięków, natomiast chyba nikt nie kwestionuje wartości jego solówek?!
No nie - to jednak cos innego. Nawet zakladajac, ze gral kiepsko na trabce, to sekcje mial ze mucha nie siada. Ale nie gral kiepsko. Ale nawet jakby gral, to w momencie, kiedy nie gral, to zarlo. Tu nie zre.
Bart Łęczycki pisze:Tak, utwór Daddy Pinnochio jest zagrany nieco nierówno (choć ja bym tego nie nazwał "graniem kwadratowym"), basista może na ciężkim kacu albo bolał go ząb, kto wie?! Również William Clarke odrobinę fałszuje jak na moje ucho... Jednak patrząc całościowo moim zdaniem utwór jest znakomity, podkreślam jako CAŁOŚĆ.
No wlasnie tu sie nie zgadzam. Ten utwor nie jest znakomity jako calosc, bo pierwsze, co mi sie rzuca "na uszy", to nierowne granie - od samego poczatku. W naszej muzyce mozna sobie falszowac - zreszta w kanonach europejskich nawet trzeba - ale rytm musi byc perfekt. Tu tego nie ma. To moim zdaniem bardzo zle - moze przymiotnik kwadratowy nie jest najlepszy... Po prostu dziadowsko graja...
Ja tak pisze, bo po prostu kocham ten rodzaj muzyki i tyle - zalezy mi na zwiekszeniu swiadomosci wszystkich sluchajacych. Z drugiej strony ponad 20 lat jestem realizatorem nagran i z doswiadczenia wiem, jak wiele rzeczy umyka zwyklemu sluchaczowi - nie zdaje sobie sprawy, dlaczego, ale utwor nie zre... Trzeba sluchac i sluchac, w kolko, poznawac, wgryzac sie - a wzmiankowany utwor jest niestety doskonalym przykladem, jak mozna spieprzyc taki piekny kawal muzyki...
Bart Łęczycki pisze:Co do niemieckiego grania to moim zdaniem niektóre kapele ze wschodniech Niemiec swingują jak cholera
Polecam B.B. & The Blues Shacks - rewelacja!!!
Niektore moze
Mozesz nie pamietac, ale kiedys "Telewizyjny Music Hall" z NRD ze wszystkimi wykonawcami spiewajacymi po niemiecku to bylo cos
Generalnie "enerdowskie" granie to IMO np. brzmienie niektorych plyt jednego z moich ulubionych zespolow - "Blues Band". W niektorych nagraniach studyjnych - w sumie masakra, jak na taki zespol to szkoda gadac... a z koncertu wychodzilem ze lzami w oczach - i nie tylko ja, rowniez koledzy z mojego zespolu, ktorzy albo nie znali albo wrecz nie lubili tej kapeli, byli pod duzym wrazeniem wlasnie shuffla, jakiego produkowali. Z drugiej strony - przyklad idealnego, dla mnie idealnego grania to Fabulous Thunderbirds - z wypiekami sluchalem pierwszych plyt, nagrywanych na magnetofon Aria z "Bielszego odcienia bluesa" (musialem urywac sie z wykladow, zeby w poniedzialek o 15:05 byc domu) - do teraz starszy Vaughan, ich pierwsza sekcja z leworecznym basista (jak w BluesBandzie) i oczywiscie Kim Wilson to po prostu cos niesamowitego...