Odezwe sie, poniewaz podjelismy ten temat kiedys.
+ brzmienie gitary
+ wysilek jaki w to wlozyliscie
+ kapelusz gitarzysty
Niestety, i mówie to w pelnej zyczliwosci, kawalek ciezko przesluchac do konca ze wzgledu na rzucajaca sie w uszy sztucznosc bebnów i brak zycia. Tego typu muzyka po prostu nie zadziala, jesli pochodzi choc w czesci z kompa. Wykosztujcie sie raz i zróbcie sesje na zywo (na setke), bez samplowania bebnów (nawet tylko brzmienia) itp. wynalazków. Najbardziej krzywo nagrany kawalek Stonesów jest interesujacy od poczatku do konca, bo nie mieli wtedy Cubase'a i musieli nagrywac na zywo!
Dla przykladu, podczas miksowania "Dobrego dnia", w pierwszej wersji miksu zniknela gdzies czesc zycia, która mialem obecna w surowych sladach. Okazalo sie ze Marcin podlozyl sample zamiast oryginalnego brzmienia bebnów. Nie mówie o edycji, tylko o podmianie brzmienia. Tylko to wystarczylo zeby uszlo powietrze. Zrezygnowalismy z sampli i udalo sie przywrócic to co trzeba.
Macie potencjal, nie marnujcie go prosze na produkcje plastiku, bo grupa docelowa, nawet jesli nie bedzie umiala tego nazwac, to po prostu wylaczy kawalek po 15 sekundach.
Jeszcze dwa slowa, jesli chodzi o nasze wzorce zachodnie. Tak jak mieszkam w UK 1,5 roku i bylem na wielu koncertach, nawet mieszkam z muzykami w domu, tak nigdy, nigdy jeszcze nie widzialem zadnych elektronicznych zabiegów. Kazda muzyka z jaka mialem do czynienia, zaczynala sie na gitarze akustycznej, spontanicznych jam sessions, konczac na scenie w 100% na zywo, nawet jezeli trzeba bylo zamówic kilkuosobowa sekcje deta.