"Wszelkie uogólnienia są z założenia fałszywe - i już samo to zdanie też jest uogólnieniem" - czyli nigdy nie mów nigdy...
Ale mnie w znacznej mierze przekonało to, co napisał laudauerdale, więc też, może nie czterema, ale dwoma kończynami na pewno, mogę się pod tym podpisać... z zastrzeżeniem, że od każdej reguły są wyjątki. Jestem zatem gotów trochę zmienić proporcje, o których pisałem powyżej i przyznać teorii więcej, niż 5 procent.
Natomiast nadal twierdzę, że blues jest tą specyficzną muzyką, w której przede wszystkim liczy się wyczucie i osłuchanie, a dopiero na drugim miejscu technika i teoria. Najprostsze przykłady: J.L. Hooker, BB King, i wielu, wielu innych: przecież ich gra technicznie jest słabiutka - by nie powiedzieć mocniej (Hooker to nawet gitary porządnie nastroić nie umiał), a wiedzy teoretycznej to już w ogóle zero. A jednak to do dziś klasyka i niedoścignione wzorce. Bo to wypływało z serca i ten autentyzm po prostu się wyczuwa.