No właśnie, ustawienie zespołów beznadziejne..
Pierwszego dnia zaczeło Blue Sounds, to akurat dobry wybór na początek był- bez szału, spokojna rozgrzewka, ludzie dopiero zaczynali sie schodzić. Ale ja Blue Sounds nie lubie, bo mnie nudzą.Potem Teenage Beat, zagrali naprawde fajnie, z jajem i energią, rozgrzali publike.. Tylko potem występował Dudek, który publike wyciszył. Tu kolejność moim zdaniem powinna być odwrotna, zwłaszcza że po nim grali The Juke Joints, którzy rzeczywiście dali najlepszy koncert pierwszego dnia festiwalu, ponownie rozgrzewając publiczność.. którą później uśpiła nastepna kapela
Mowa o Boogie Chilli, ich transowe granie nie brzmiało zbyt dobrze po energetycznej muzyce Holendrów. No i nie oszukujmy sie- nie był to z ich strony dobry koncert, wszystko sie rozlazło, zero napięcia, atmosfery.. Zdecydowanie najgorszy wystep Boogie Chilli na jakim było mi dane być. Nawet 'You Look Like Rain' nie zabrzmiało choćby w połowie tak jak powinno! Szkoda, bo bardzo na BCh liczyłam.
W sobote zaczeli Doktor Blues, i tu wrażenia podobne jak zwykle- nie za ciekawie, dobra kapela na początek- spóźnialscy za dużo nie tracą. Później grał Marek Wojtowicz, tego koncertu nie widziałam wiec sie nie wypowiadam. Po nim Los Agentos- najlepszy koncert polskiego wykonawcy podczas tegorocznej edycji Blues Meetingu. Wszyscy sie świetnie bawili (a najlepiej to chyba emdżi
), niewątpliwie to zasługa świetnych muzyków, ale chyba też po części setlisty- bo trudno żeby sie nie bawić przy naprawde porządnym wykonaniu takich kawałków jak 'Allright Now' czy 'Sunshine Of You Love'
Po Agentach na scene wyszła Tortilla- zagrali jak to zwykle oni, z jajem i energią. Ostatni zagrał Frank Morey And His Band- i był to zdecydowanie najlepszy koncert XVIII Blues Meetingu. Rewelacyjna atmosfera, świetne sceniczne porozumienie muzyków, unikalne brzmienie.. odlot!