autor: Brzoza » lipca 10, 2011, 6:23 pm
Poniżej moja relacja z tego wspaniałego wydarzenia. Całość upiększoną zdjęciami możecie zobaczyć pod
Osoby, które 9 dnia lipca 2011 roku wyjechały z Trójmiasta od strony Gdańska i skierowały się w stronę Kartuz, mogły podziwiać urokliwe krajobrazy Kaszub. Zaś osoby, które powędrowały swoim autem trochę dalej na północny zachód, natrafiły na urokliwą krętą drogę przez las, po czym na 17-tym kilometrze tej drogi ujrzeć mogli niepozorny biały drogowskaz z napisem “blues”. Oznaczało to, że znaleźli się w magicznym miejscu, w którym od pięciu lat odbywa się festiwal “Blues w Leśniczówce”. W lesie, tuż za miejscowością Mirachowo, znajduje się przepiękny budynek zwany “Leśniczówką”, a tuż obok usytuowana jest scena, na której występują mniej oraz bardziej znane kapele bluesowe. Organizatorem tego wydarzenia jest Bractwo Bluesowe “Blue Note”, które założone zostało w Kartuzach przez Krzysztofa Meldera, Leszka Przewoskiego oraz Piotra Karwackiego, którzy swoją miłością do tego gatunku muzyki postanowili podzielić się z innymi i w taki właśnie sposób powstał ten festiwal.
W tym roku organizatorzy postawili na muzyków z naszego kraju. Było kilka zespołów z Kaszub oraz kilka dużych nazwisk z całego kraju. Festiwal otworzyła kapela pochodząca z Kartuz o tajemniczej nazwie Grupa 51. Zaczęła rozgrzewać publiczność swoimi wersjami znanych standardów bluesowych oraz kilkoma utworami autorskimi. Spokojny początek imprezy, który miał przerodzić się w najciekawsze wydarzenie festiwalowe tego roku. Kiedy muzycy z Grupy 51 pożegnali się ze słuchaczami, na scenie pojawił się jeden z najbardziej rozpoznawalnych konferansjerów festiwalowych w naszym kraju. Swoją pozaprogramową obecnością zaszczycił nas red. Lech Bekulard, który pojawił się w Mirachowie z zespołem Za Fcześnie Fstałem z Kożuchowa. Była to miła niespodzianka, która jeszcze bardziej ubarwiła koncerty. Muzycy z miejsca poderwali publiczność do zabawy i sprawili, że pierwsze osoby podeszły bliżej sceny. Mieli zagrać krótki gościnny set, ale nie udało im się szybko opuścić sceny i “zmuszeni” zostali przez słuchaczy do wielu bisów. Skończywszy występ, spakowali się i udali się na zaplanowany wcześniej koncert w Pruszczu Gdańskim. Trzeba pochwalić muzyków Za Fcześnie Fstałem za pełen żywiołu koncert, pomimo tego, że zagrali dla nas za darmo i wyłącznie z ich nieprzymuszonej woli.
Kolejny występ należał do gospodarza festiwalu, czyli do bardzo ciekawej kapeli Young & Zgreds. Jedyny zespół, który występuje podczas każdej edycji imprezy. Słyszałem ich wcześniej podczas tegorocznego Gdynia Blues Festival i muszę przyznać, że w Mirachowie pokazali na co ich tak naprawdę stać i dopiero teraz na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Young & Zgreds zakończyło część festiwalu, podczas której występowały kapele z pobliskich miejscowości, nie licząc oczywiście gości z Kożuchowa. Teraz przyszedł czas na muzyków, których nazwiska znane są wszystkim miłośnikom bluesa w Polsce. A w przypadku kolejnej kapeli – nawet w Stanach Zjednoczonych. Przed nami wystąpiło Kajetan Drozd Acoustic Trio, które reprezentowało Polskę podczas International Blues Challenge początku tego roku w Memphis. Po raz pierwszy dane mi było ujrzeć ten akustyczny tercet na żywo i jestem w pełni usatysfakcjonowany efektem. Żywiołowe połączenie bluesa, rockabilly i jazzu szybko wprawiło publiczność w nastrój taneczny.
Kolejną gwiazdą wieczoru była Karolina Cygonek, z którą ostatnio gra Jan Gałach. Powalający głos Karoliny połączony z magią skrzypiec Janka robi piorunujące wrażenie. Po raz pierwszy tego dnia podszedłem pod scenę, aby w zostać w pełni pochłonięty przez przepiękne dźwięki, które pod gołym niebem wypełnionym gwiazdami, stworzyły niezapomnianą atmosferę. Jakby jeszcze było mało, na scenie pojawił się Bartek Miarka, który doprawił klimat swoją grą na gitarze. Przez ponad godzinę byłem sparaliżowany przez psychodeliczne dźwięki skrzypiec Janka, piękne solówki Bartka oraz potężny, ale zarazem delikatny głos Karoliny. Kiedy skończyli grać, czułem że nikt nie jest już godzien grać na tej scenie tego wieczoru. Szybko jednak okazało się, że byłem w wielkim błędzie. Po raz drugi z gitarą pojawił się Kajetan Drozd, z tym wyjątkiem, że tym razem trzymał w dłoniach gitarę elektryczną, a razem z nim pojawili się inni muzycy. Była to oczywiście kapela Siódma w Nocy. Zagrali dla nas wiele utworów z ich jedynej do tej pory płyty oraz poczęstowali nas nową twórczością, która już niedługo pojawi się na nowym krążku grupy. Kajetan szybko pokazał, że nie tylko jest świetnym wokalistą, ale również doskonałym gitarzystą. Ostatnie minuty występu były wręcz elektryzujące. Kajetan grał na gitarze trzymając ją pod kolanem, nad głową, ocierając nią o wzmacniacz, o podłogę, jak i również o gitarę basisty. Te ostatnie popisy spowodowały nawet głośny upadek tej drugiej i basista skończył występ z uszkodzonym sprzętem. Nigdy nie byłem fanem takiego traktowania instrumentów, ale muszę przyznać, że było to pełne magii i niesamowitych wrażeń zakończenie tegorocznego festiwalu “Blues w Leśniczówce”.
Las, pobliskie jezioro, urokliwa leśniczówka i wspaniali ludzie – wszystko to sprawia, że warto każdego roku przyjechać do Mirachowa. Żadnej komercji, żadnego konkurowania pomiędzy muzykami – do Leśniczówki zjeżdżają się wyłącznie ludzie kochający bluesa, którzy wśród przyjaciół i na łonie przyrody chcą posłuchać świetnej muzyki. Zanim zawitałem na ten festiwal, Kartuzy i okolice kojarzyły mi się wyłącznie z mało wyrafinowanymi dźwiękami, których nie można nawet nazwać muzyką. Od teraz Kartuzy kojarzyć mi się będą tylko i wyłącznie z ludźmi, którzy robią wszystko, aby propagować doskonałe dźwięki. “Blues w Leśniczówce” to jeden z najbardziej klimatycznych festiwali, na których byłem. A w przyszłym roku bluesowe święto trwać będzie aż dwa dni. Dwa dni, których każdy szanujący się miłośnik bluesa przegapić nie może!
Adam “Brzoza” Brzeziński