Powoli wracamy na ziemię, bardzo powoli...cztery festiwalowe dni w Gdyni intensywnie wypełnione muzyką będziemy wspominać długo i miło . To był nasz czwarty Festiwal Buesowy w Gdyni, najfajniejszy! Koncert Charlie Musselwhite'a był magiczny, najlepszy bluesowy koncert na jakim byłem a widziałem już kilka...Charlie mnie zaczarował. Rzeczywiście z wielką cierpliwością spełnił oczekiwania fanów po koncercie, podpisując swoje ostatnie wydawnictwa, "Rough Dried - Live at the Triple Door" oraz "The Well" moją kopię tej ostatniej nawet wyretuszował bo narożnik wydawał mi się przetarty, więc oddał mi ją mówiąc "...like new"
Koncerty na Skwerze, szczególnie tych mało znanych (przez nas) polskich kapel to bardzo miłe zaskoczenie...Rusty Rims, Riverhead, Roadside. Ponieważ równie świetne były nocne jam session w Blues Club nie zawsze byłem w stanie zdążyć na skwer dlatego, bardzo tego żałuję "odpadł" mi koncert Jaw Raw
Ale wracając do Blues Clubu twierdzę, że żaden festiwal na którym byłem nie ma tak dobrze zorganizowanych, porywajacych jam session jak te gdyńskie właśnie! To na pewno zasługa prowadzącego koncerty Mirasa z MBB, oraz muzyków trójmiejskich-wielka klasa!
Moongang, Sean Webster, Wielka Łódź, Rene Lacko to klasa najwyższa i z dużą przyjemnością obejrzałem w całości (poza Rene) na Cree trochę sobie pospacerowałem nad morzem, ale to co stamtąd usłyszałem było OK' Zanim Rene Lacko skończył my już musieliśmy wracać do domu i nie było nam dane usłyszeć NZB z Janem Błedowskim niestety, liczę na relację Brzozy. Rene Lacko natomiast na pewno do nas wróci na koncerty i wtedy z wielką radością się nań wybierzemy!