A właśnie, że nie wyczerpał, chociaż zgadzam się z nim też w 100%. może Was zaskoczę, a może nie , bo mi się ich koncert podobał. Mam sporo lat i nigdy nie byłam na ich koncercie. Słyszałam tylko w radio, TV, albo odtwarzałam z płyty. Byłam bardzo, ale to bardzo ciekawa jak wypadną na "żywca" i jestem mile zaskoczona. Może nic nowego nie usłyszałam, a jednak czułam energię ,która płynęła ze sceny w kierunku odbiorcy. Moim skromnym zdaniem dawali z siebie wszystko i nie odbębnili koncertu na odczepne, bo czułam, że bawią się na scenie i przeżywają koncert, a dla mnie to jest ważne. Nie zawsze słyszę błędy ,ale zawsze czuję, czy zespół/muzyk gra dla słuchacza, czy "od niechcenia".
Przyznaję, że bałam się ,że mnie zawiodą i będzie kolosalna różnica między nagraniami studyjnymi, a występem "na żywo" i cieszę się ,że mnie nie zawiedli.
To tyle moich uwag co do PERFEKTU. Ale to moje i tylko moje odczucia, może dlatego, że
nastawiłam się pozytywnie na odbiór pomimo, że nie był to bluesowy koncert. Przecież nie uwierzę, że wszyscy tylko „bluesem żyjecie”, a gdzie rock, jazz, soul, swing, poezja śpiewana, ballady itd., itp. Ja uwielbiam wszystkie te gatunki i jeszcze wiele innych mogę słuchać, bo przecież ‘ocieram” się również o operę, operetkę i inne gatunki z tzw. muzyki poważnej. Pewnie zbulwersowałabym się, gdyby suportem do jedynego koncertu, na który pojechałabym tyle kilometrów był w/w koncert, a tak jestem szczęśliwa, że mogłam ich posłuchać, bo specjalnie właśnie na PERFEKT, nie pojechałabym nigdy.(się „wylałam”:shock: ).
Co do festiwalu, to już ktoś wyżej napisał, że nadal na najwyższym poziomie i życzę organizatorom, żeby nic i nikt nie spowodował obniżenia tych "wysokich lotów".
Do malkontentów tylko jedna uwaga - przy takiej ilości zespołów, nie ma siły żeby wszystkich wysłuchać i można wybrać sobie (przynajmniej ja tak robię) i uczestniczyć w wydarzeniach tylko tych, w których mogę już nigdy nie brać udziału. Nawet jeżeli się coś "zazębia", zawsze jest alternatywa, np. w klubach zespoły "śniadaniowe", grają również wieczorem.
Dla mnie numerem jeden był projekt NICO BACTON&Wizards of Blues i nie będę się rozwodziła dlaczego, bo nie jestem dobra w muzycznych dywagacjach, ale „czułam” ich całą sobą „świrując pod sceną” , tak samo jak INNES SIBUN BAND, pomimo tego, że w/w zespoły grały zupełnie inaczej i przesyłały tak różną energię, obydwa dotarły do mojego wnętrza. Może Innes śpiewał momentami nieczysto, może „brzdąknął” nie tak, ale dawał z siebie tyle, że miałam co brać, a Hendrixem „rozłożył mnie na łopatki” i z moich obserwacji wynika, że nie tylko mnie.
W zasadzie większość zespołów potrafiła do mnie dotrzeć, a jeżeli któryś mnie zawodził, po prostu znikałam z koncertu ( chociaż czasami znikałam z przyczyn niezależnych, więc nie brać tego do siebie, gdyby któryś czytał moje wypociny).
Zawsze trafia do mnie Magda Piskorczyk, mile zaskoczyła mnie Beata Kossowska (słyszałam ją pierwszy raz), z większością polskich zespołów miałam już kontakt wcześniej i z przyjemnością słuchałam ich raz jeszcze.
Zagraniczni nie wymienieni przeze mnie wyżej , jak dla mnie do wysłuchania i nie marudzenia z momentami zachwytu, ale tylko z momentami.
Pewnie odczucia jeszcze „gorące’ i jak emocje ostygną, posłucham i pooglądam nagrania, to jeszcze sobie coś przypomnę, ale na teraz to tyle. Jak mnie „ diabli nie wezmą’, to za rok Suwałki się beze mnie nie odbędą i już.
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)