Jeszcze chciałbym wrócić na moment do koncertu Popa Chubby. Ja również słuchałem wcześniejszych jego płyt (nawet teraz jedną mam w odtwarzaczu) i uważam, że to bardzo utalentowany muzyk, tylko w Ostrowie zabrakło mi trochę subtelności i różnorodności, ale to moje odczucie. Nie mniej, bardzo cieszę się, że mogłem posłuchać tego trio. Takie coś odgrzebałem i mi gra:
http://www.youtube.com/watch?v=3ZV1kGXqM9w
Sobota upłynęła pod znakiem oczekiwania na bluesa zachodniego wybrzeża. Niesamowicie byłem ciekaw, jak zagra Tommy Castro i choć to również nie był ten wymarzony skład, to panowie mnie po prostu rozłożyli na łopatki. Specjalnie wcześniej zająłem miejsce najbliżej sceny, by dojrzeć ten specyficzny uśmiech frontmana - czy dobrze czuł się na deskach OCKu, to już on sam powinien wiedzieć, ale wydaje mi się, że facet, który co chwilę rozdaje szerokie uśmiechy publiczności, z aprobatą kiwa głową i ciesząc się jak chłopiec wskazuje palcem na kolejnych członków zespołu mających swoje 5 minut, mówi wszystko. Koncert był pełen energii, a ludzie zgromadzeni na XXI edycji Jimiwaya spijali dźwięki z czarno-białego fendera niczym nektar. Gdzieś mignął mi imć Jerzyk, któremu również podobała się gra Tommy'ego i formacji The Painkillers i stał zasłuchany w bluesa wprost z Kalifornii.
Pierwsze kilka minut powiedziały, że koncert będzie żywiołowy, ale wprowadziły mnie w lekkie zakłopotanie, gdy zorientowałem się, że w ogóle nie słyszę głosu Castro, na całe nasze szczęście akustyk w porę się zreflektował. Później było już tylko lepiej. Nie wdając się w zbytnie szczegóły napomknę tylko, że czterech panów przygotowało się na piątkę z plusem zgrywając się tak dobrze jak gwiazdy Wielkiego Wozu. Każdy znał swoje miejsce, co więcej każdy wiedział kiedy ustąpić i oddać prym jednemu z nich. Najbardziej urzekła mnie szaleńcza gra klawiszowca. Momentami zdawało mi się, że mam do czynienia z rzeźnikiem organów.
Niebywała była też relacja pomiędzy dżentelmenami z USA. Panowie wymieniali się uśmiechami, bili sobie brawo, wspomniany wcześniej pogromca klawiatury robił fotki basiście i czarnoskóremu bębniarzowi, gdy miał chwilę przerwy w pracy, po czym wracał do zabawy. Całość trwała dobre 1,5 godziny. Bis był, a jakże, ale ze względu na długość bardziej przypominał drugą część koncertu.
Jestem pod wielkim wrażeniem feelingu Tommy'ego Castro i Painkillers. Koncert w pełni usatysfakcjonował mój gust. Byłem nastawiony na rytmiczne, elektryczne bluesy i na dawkę lekkiego soulu, przy czym muszę dodać, że takiej rytmiki i radości grania dawno nie słyszałem. I pomyśleć w jakiej formie jest Castro, gdy na scenę wychodzi wypoczęty.
Pragnę jeszcze wspomnieć o koncercie Cree. Jeśli tak dalej pójdzie, to będziemy mieć naszych polskich Allmanów. Dzięki Cree moja southern rockowa dusza też miała pożywkę. Wszystko żarło i gryzło w gardło, niczym tuman kurzu wzniecony przy szosie. Polecam wszystkim, którzy swoją miłość zostawili za wielką wodą.
Na końcu chcę wyrazić wielkie uznanie za pracę jaką organizatorzy włożyli, aby Jimiway Blues Festiwal 2012 mógł się odbyć po raz XXI. Wielkie podziękowania dla Ciebie Benku i całej ekipy za wspaniały weekend pełen dobrej muzyki. Serdecznie dziękuję i ufam, że zobaczymy się za rok na dwudziestej drugiej odsłonie festiwalu w ukochanym Ostrowie Wielkopolskim.
Rafał Maciak