: października 10, 2012, 10:12 pm
Widzę,że wszyscy przejechali się równo po Ericu Sardinasie.Jak dla mnie jego występ nie był taki zły,ale występującący przed nim Robert Cray podniósł poprzeczkę dość wysoko.Jak inni tu piszący zauważyli,akustyka była słabiutka,dodatkowo Sardinas na początku miał jakieś problemy ze sprzętem,ale z czasem jego koncert fajnie sie rozkręcił.Ciekawie w jego wykonaniu wypadł jeden utworów Roberta Johnsona.
Denerwują mnie trochę trochę takie teksty -"wyszedłem ze Spodka po pierwszych dżwiękach".
W takim razie nie masz prawa oceniać całości koncertu.
Albo-"Sardinas -hard rock i tak dalej bla bla".I co z tego,że hard rock,jak powiedział Dudek blues ma różne odcienie.
Najważniejsze jest w bluesie jest serducho,emocje(Sardinas je ma) a nie finezja wykonania.
W przyszłym roku do mojego miasta przyjeżdza gwiazda- Eric Clapton,ale mając do wyboru koncert Claptona albo Sardinasa wybieram tego drugiego.