Marciniasty, ja mówię o epatowaniu typowo studyjnymi efektami dźwiękowymi. Myślę, że są to sprawy tak samo słyszalne w pliku mp3, co z winyla. Jeśli uważasz, że to na co wskazywałem we wcześniejszym wpisie jest oznaką ewolucji southern rocka, to świetnie, Twoje prawo. Ja już chyba pozostanę skamieliną.