karambol pisze:B&B pisze:Zabieram się w końcu za przesłuchanie "Poza horyzont" i zachciało mi się rzucić okiem na to, co do tej pory forumowicze zrecenzowali - a tu nic! Tu nie ma żadnej recenzji
Może nowy admin zrobi porządek i przeniesie to do... newsów? A jak ktoś w końcu jednak napisze na forum recenzje to założy temat ponownie
Wstrzymam się z interwencją bo skoro zabierasz się do przesłuchania płyty to za chwilę będzie twoja recenzja
Wykpiłeś się Waszeć! No ale może masz rację... żebyś tylko nie żałował
Najpierw ustalmy, dlaczego w ogóle zajmujemy się tą płytą (nie tylko tutaj, także np. w najnowszym numerze TB)? Bo bluesowa? Nie. Bo wybitna? Nie. Zajmujemy się nią... z rozpędu (Z rozpędu LA może nawet z tym repertuarem zagra na Rawie, ale to już inna bajka...)
I jeszcze jedno - zabieg formalny pod nazwą "Chronosy" zupełnie mnie nie przekonuje - jak dla mnie niczego nie wnosi do całości, nie widzę "koncepcji" - pokazuje jedynie duży potencjał kompozytorski i aranżacyjny Andrzeja Serafina. Co i tak można zauważyć słuchając "normalnych" utworów na tej płycie.
Pierwsze utwory są jazzujące i mogłyby być całkiem przyjemne, ale niestety wokal i harmonijka psują mi tu całą przyjemność. Od samego początku twierdziłem, że ten wokal nie jest stworzony do bluesa. Do jazzu prędzej, ale mamy tu przypadek kłopotów z dolnymni rejestrami - im niżej tym wokalistka mniej śpiewa a więcej melo-deklamuje przechodząć ostatecznie do deklamacji i sądzę, że wynika to z ograniczeń głosu a nie z zamierzeń artystycznych. I nie podoba mi się to. Co do harmonijki to gra ona tu baaardzo prosto (co oznacza, że właściwie mogłoby jej tu wcale nie być) i ma plastikową barwę - jednym słowem psuje cały jazzujący nastrój. Znakomicie wypadają zaś instrumentalne fragmenty z solo na wibrafonie i gitarze.
Utwory Niny Simone zrobione są z bardzo fajnymi aranżami, ale nie mogłem się tym do końca zachwycić z powodu... wymowy angielskiego przez Bożenę Mazur. No tak, tak, wiem że poprawnie, bez błedów, zrozumie i Anglik i Francuz ale jest to tak twarde i nienaturalne, że mnie kompletnie dekoncetruje.
Środkowa część płyty to 2 utwory o bardzo pokręconej (lub jak kto woli - eklektycznej) stylistyce, gdzie znajdziemy też zapowiadane fragmenciki neopsychodelii i flamenco. Epatują niespotykanymi na co dzień aranżacjami, ale czy będziemy chcieli do nich wracać? Ja niekoniecznie...
I wreszcie pod koniec płyty znajdziemy smaczne rodzynki. "Nocny łowca" to dla mnie najlepszy utwór, z największym rozmachem, z fajnym motywem no i świetnym saksofonem (Władek Wiater). "To jesień, to jesień" to ładna piosenka z sympatyczną egzotyczną aranżacją a wokal wreszcie pasuje jak trzeba do stylu i melodii. Szkoda tylko, że harmonijka nie wnosi więcej...
Podsumowanie: widać że wyobraźnia muzyczna Andrzeja Serafina aż kipi, ale w tym składzie pewnych barier się nie przeskoczy.