Old Union - Motels & Highways, 2007

Chcecie podzielić się z innymi Waszymi odczuciami co do nowej lub ulubionej przez Was płyty? Oto miejsce dla Was!

Moderator: mods

Old Union - Motels & Highways, 2007

Postautor: RafałS » sierpnia 5, 2010, 5:01 pm

Fanatycznym wielbicielem southern rocka nie jestem. Nabrałem nawet uczulenia na pewne jego aspekty (teksty zaciekle broniące „tradycyjnych amerykańskich wartości” lub gloryfikujące specyficznie pojmowaną wolność i prostotę). Do tego stopnia bywam na to cięty, że jak widzę hasło: „THE SOUTH HAS DONE IT AGAIN” to korci mnie, żeby dokończyć „AND IT SUCKS AS USUAL”. Jednak nie tym razem. I to nie dlatego, że drażniących mnie zwykle elementów tu nie ma (w końcu to obowiązkowe składniki gatunku), lecz dlatego, że muzyka jest tak świetna, że jestem skłonny wszystko wybaczyć i kupuję całość z dobrodziejstwem południowego inwentarza. Ale po kolei.

Niniejszy krążek jest prawdopodobnie drugim dziełem zespołu. Prawdopodobnie, bo przed pierwszym albumem mogła być jeszcze jakaś EP-ka dostępna dla wtajemniczonych, kilka demówek i kilkanaście ćwierć-oficjalnych bootlegów. W końcu to kapela z Południa. W każdym razie płyta ukazała się w 2007 roku i zespół liczył wtedy pięciu muzyków. Zerkając na okładkę (skromny, ale gustowny digipack) nie od razu zorientowałem się, kto śpiewa. Nie od razu, bo „lead vocals” skrywało się tuż za „Grand Piano”, „Hammond B3 Organ” i „Wurlitzer”. Za wszystkie te instrumenty odpowiada Chuck Foster, a reszta grupy to dwie gitary i sekcja. Przeczytawszy kolejnych kilka wierszy dowiedziałem się, że ów Chuck Foster jest również autorem lub współautorem całego materiału (niektóre numery napisał sam, inne wspólnie z gitarzystami). Najwyraźniej pan klawiszowiec jest tu liderem i to jest bardzo dobra wiadomość. Bowiem według wyników najnowszych amerykańskich badań mózg statystycznego klawiszowca jest 1.2 razy większy i 1.7 razy bardziej pofałdowany od tegoż narządu u przeciętnego szarpidruta, co daje ponad dwa razy większe możliwości intelektualne. Możliwości te klawiszowcy pożytkują w różny sposób: niektórzy są tylko bardziej wygadani i częściej myją włosy, inni zaś (jak Chuck Foster) dowodzą swego intelektu kompozycjami i aranżacjami. Krótko mówiąc: rewelacyjny materiał.

Kierunek skojarzeń -> Lynyrd Skynyrd, ale oczywiście ten stary. Może bez takiej fantazji solistów, ale z większym rozmachem produkcyjnym. Mamy tu bardzo ładnie rozwinięte, wręcz przebojowe linie melodyczne, zarówno wokalu jak i instrumentów. Piosenki oprócz zwrotek i refrenów zawierają też „mosty”, często serwuje nam się przyspieszenia i zwolnienia. Ciekawie rozplanowano partie klawiszy i gitar. Pomimo typowo rockowego składu w niektórych utworach jest przepych aranżacyjny typowy dla rocka symfonicznego. Gęsto wypełniona przestrzeń, nakładające się na siebie instrumenty elektryczne i akustyczne, dodatkowe melodie lub zgrabne zagrywki rytmiczne pod liniami podstawowymi. Jest tego wszystkiego dużo, jest bogato a jednocześnie miękko, ciepło i na luzie. Z przyjemnością można zawiesić ucho na pojedynczym rifife czy melodyjce i rozłożyć na instrumenty składowe. Do tego Foster znakomicie śpiewa. Wokal niski, z chrypką, mocno kojarzący się z Dr Johnem, lecz młodszy i bardziej energetyczny. Przypomina mi też Johna Bella z Widespread Panic i Douga Graya z Marshall Tucker Band, choć jest jaśniejszy i cieplejszy od tego pierwszego i znacząco niższy od drugiego. Po prostu śpiewający instrumentalista z talentem rasowego frontmana. W ogóle to bardzo utalentowana kapela, na moje ucho muzycy spełniają wymagania dzisiejszych ofert pracy (wiek do 30-tki, minimum 20 lat doświadczenia). Mimo to nie polegają wyłącznie na własnych umiejętnościach i zapraszają gości. Jest Charlie Daniels ze swoimi skrzypcami w jednym numerze i sekcja dęta w innym. Kawałek z sekcją dętą ma w sobie sporo r&b i Foster jeszcze bardziej kojarzy mi się tu z Dr Johnem, mimo że śpiewa z typowo rockową ekspresją. Ten numer („Ragged Blue”) to jeden z moich faworytów obok utworu tytułowego (z ładnym chórkiem w refrenie i solem na organach), „Justified” (z melodią w stylu „That Smell” Skynyrdsów), ostrzejszego „Backbreaker”, wakacyjno-lekkiego „Rusted” czy monumentalnego finału „Sweet Freedom” (podniosła southernowa piosenka z niepokojacą zagrywką fortepianu i gitarowym odjazdem na koniec). No właśnie – pół płyty można od ręki wymienić jako hity, a i drugiej połowie nic nie brakuje. Dla mnie to perfekcyjny album, który sprawił mi większą frajdę niż wszystko, co Lynyrd Skynyrd nagrało w ciągu ostatnich 20 lat. Świetny materiał, wykonanie i produkcja, czyli kompletny produkt. Wydawnictwo ukazało sie w tym samym roku, co między innymi "The Point" Tishamingo, ale bije tamten album na głowę. Nie ucieknę wiec od wyświechtanego podsumowania: „THE SOUTH HAS DONE IT AGAIN”.
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: kora » sierpnia 5, 2010, 5:54 pm

Nie znam tego zespołu i nie znam tej płyty,ale jestem pełna uznania dla Twojego pióra Rafale :!:
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » sierpnia 5, 2010, 6:59 pm

To drugi album. A blizej Im o niebo do Little Feat anizeli Lynyrd Skynyrd.
Grałem wielokrotnie w WNTR. Z klimatu LS nie ma NIC.

Raczej MTB , Sevenmoore , wymieniony Little Feat czy wczesny The Doobie Brothers.
Dobra ale nie znakomita płyta.
To oczywiście moje subiektywne zdanie.

Radzę sięgnąć po New Monsoon.

a co znaczy "specyficznie pojmowana prostota i wolność" ??
pustoslow!!!

pozdrawiam :D
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: RafałS » sierpnia 5, 2010, 7:50 pm

Nie zgadzam się. Do Little Feat dla mnie ma się jakoś na tej płycie jeden utwór - ten z dęciakami. Marshall Tucker Band już bardziej, ale instrumentarium inne. Melodyka wokali jest bardzo Skynyrdowa. Słyszę tu dużo "Street Survivors". I dla mnie Old Union brzmi jak band rockowy a nie jam band. Little Feat, Doobie Brothers czy pokrewne Wet Willie miało moim zdaniem dużo więcej r&b. Little Feat to luźniejsza konstrukcja utworów, z miejscem na improwizacje a na tej płycie Old Union aranżacje są dopięte na ostatni guzik. Brak też funku i pierwiastków jazzowych trafiajacych się w Little Feat. Mniej kołysania. Być może Old Union na żywo bardziej jamują - tego nie wiem. Na pewno wspólnym mianownikiem Skynyrdsów, Little Feat i Old Union jest boogie. Ale u Skynyrdsów i Old Union to jest białe, rockowe boogie z melodią na wierzchu, melodie są tu na pierwszym miejscu, nie są tylko pretekstem do kołysania jak w Little Feat. Tak to czuję. Być może dlatego, że zupełnie co innego ma dla mnie w tej muzyce znaczenie. Jeśli zdefiniować LS jako band gitarowy, to się zgadzam - Old Union nie jest typowo southernowym bandem gitarowym i w tym sensie się różnią diametralnie. Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » sierpnia 5, 2010, 11:08 pm

RafałS pisze:Nie zgadzam się. Do Little Feat dla mnie ma się jakoś na tej płycie jeden utwór - ten z dęciakami. Marshall Tucker Band już bardziej, ale instrumentarium inne. Melodyka wokali jest bardzo Skynyrdowa. Słyszę tu dużo "Street Survivors". I dla mnie Old Union brzmi jak band rockowy a nie jam band. Little Feat, Doobie Brothers czy pokrewne Wet Willie miało moim zdaniem dużo więcej r&b. Little Feat to luźniejsza konstrukcja utworów, z miejscem na improwizacje a na tej płycie Old Union aranżacje są dopięte na ostatni guzik. Brak też funku i pierwiastków jazzowych trafiajacych się w Little Feat. Mniej kołysania. Być może Old Union na żywo bardziej jamują - tego nie wiem. Na pewno wspólnym mianownikiem Skynyrdsów, Little Feat i Old Union jest boogie. Ale u Skynyrdsów i Old Union to jest białe, rockowe boogie z melodią na wierzchu, melodie są tu na pierwszym miejscu, nie są tylko pretekstem do kołysania jak w Little Feat. Tak to czuję. Być może dlatego, że zupełnie co innego ma dla mnie w tej muzyce znaczenie. Jeśli zdefiniować LS jako band gitarowy, to się zgadzam - Old Union nie jest typowo southernowym bandem gitarowym i w tym sensie się różnią diametralnie. Pozdrawiam.

...............
fakt!

postrzegamy TO inaczej

Pojecia nie mam o ktorych plytach Little Feat piszesz...mam wszycko.
pewnych rzeczy zdefiniowac sie nie da. A Ty Rafale starasz sie za wszelka cene to wlasnie zrobic

OK pozdrawiam :D :D
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: posener » sierpnia 6, 2010, 2:25 pm

Pawe Freebird Michaliszyn pisze:
RafałS pisze:Nie zgadzam się. Do Little Feat dla mnie ma się jakoś na tej płycie jeden utwór - ten z dęciakami. Marshall Tucker Band już bardziej, ale instrumentarium inne. Melodyka wokali jest bardzo Skynyrdowa. Słyszę tu dużo "Street Survivors". I dla mnie Old Union brzmi jak band rockowy a nie jam band. Little Feat, Doobie Brothers czy pokrewne Wet Willie miało moim zdaniem dużo więcej r&b. Little Feat to luźniejsza konstrukcja utworów, z miejscem na improwizacje a na tej płycie Old Union aranżacje są dopięte na ostatni guzik. Brak też funku i pierwiastków jazzowych trafiajacych się w Little Feat. Mniej kołysania. Być może Old Union na żywo bardziej jamują - tego nie wiem. Na pewno wspólnym mianownikiem Skynyrdsów, Little Feat i Old Union jest boogie. Ale u Skynyrdsów i Old Union to jest białe, rockowe boogie z melodią na wierzchu, melodie są tu na pierwszym miejscu, nie są tylko pretekstem do kołysania jak w Little Feat. Tak to czuję. Być może dlatego, że zupełnie co innego ma dla mnie w tej muzyce znaczenie. Jeśli zdefiniować LS jako band gitarowy, to się zgadzam - Old Union nie jest typowo southernowym bandem gitarowym i w tym sensie się różnią diametralnie. Pozdrawiam.

...............
fakt!

postrzegamy TO inaczej

Pojecia nie mam o ktorych plytach Little Feat piszesz...mam wszycko.
pewnych rzeczy zdefiniowac sie nie da. A Ty Rafale starasz sie za wszelka cene to wlasnie zrobic

OK pozdrawiam :D :D


Niestety całej płyty nie znam, ponieważ jest niemal nieosiągalna, ale po
pierwsze (sądząc po fragmentach, które słyszałem) bardzo możliwe, iż Rafał ma rację co do klasy tej płyty. Po drugie absolutnie ma rację w kwestii porównań. Jeżeli nie LS i ABB to na pewno nie Little Feat. Little Feat różni się od większości kapel z tego kręgu przede wszystkim kwestiami rytmicznymi. Sekcja często jest lekko lub wyraźnie funkująca zdecydowanie zdradzając inspiracje czarną muzyką. O LS nigdy bym tego nie powiedział. Pisząc o muzyce wiele rzeczy zdefiniować się da, ale trzeba mieć pewien warsztat pojęciowy, a nie pisać o duchach, o tym czy muzyka "żre czy nie żre" itp. bo to są słowa wytrychy, które nic nie znaczą. Wracając do płyty zwróciłem uwagę na znakomity wokal. Frazowanie trochę Chrisa Robinsona, ale też, skojarzyło mi się ze śpiewającym Keithem Richardsem. Myślę o tej cudownej, leniwej narracji typowej dla zwykle wyluzowanego Keitha.
Awatar użytkownika
posener
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6913
Rejestracja: listopada 17, 2008, 7:51 pm

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » sierpnia 6, 2010, 3:28 pm

posener pisze:
Pawe Freebird Michaliszyn pisze:
RafałS pisze:Nie zgadzam się. Do Little Feat dla mnie ma się jakoś na tej płycie jeden utwór - ten z dęciakami. Marshall Tucker Band już bardziej, ale instrumentarium inne. Melodyka wokali jest bardzo Skynyrdowa. Słyszę tu dużo "Street Survivors". I dla mnie Old Union brzmi jak band rockowy a nie jam band. Little Feat, Doobie Brothers czy pokrewne Wet Willie miało moim zdaniem dużo więcej r&b. Little Feat to luźniejsza konstrukcja utworów, z miejscem na improwizacje a na tej płycie Old Union aranżacje są dopięte na ostatni guzik. Brak też funku i pierwiastków jazzowych trafiajacych się w Little Feat. Mniej kołysania. Być może Old Union na żywo bardziej jamują - tego nie wiem. Na pewno wspólnym mianownikiem Skynyrdsów, Little Feat i Old Union jest boogie. Ale u Skynyrdsów i Old Union to jest białe, rockowe boogie z melodią na wierzchu, melodie są tu na pierwszym miejscu, nie są tylko pretekstem do kołysania jak w Little Feat. Tak to czuję. Być może dlatego, że zupełnie co innego ma dla mnie w tej muzyce znaczenie. Jeśli zdefiniować LS jako band gitarowy, to się zgadzam - Old Union nie jest typowo southernowym bandem gitarowym i w tym sensie się różnią diametralnie. Pozdrawiam.

...............
fakt!

postrzegamy TO inaczej

Pojecia nie mam o ktorych plytach Little Feat piszesz...mam wszycko.
pewnych rzeczy zdefiniowac sie nie da. A Ty Rafale starasz sie za wszelka cene to wlasnie zrobic

OK pozdrawiam :D :D


Niestety całej płyty nie znam, ponieważ jest niemal nieosiągalna, ale po
pierwsze (sądząc po fragmentach, które słyszałem) bardzo możliwe, iż Rafał ma rację co do klasy tej płyty. Po drugie absolutnie ma rację w kwestii porównań. Jeżeli nie LS i ABB to na pewno nie Little Feat. Little Feat różni się od większości kapel z tego kręgu przede wszystkim kwestiami rytmicznymi. Sekcja często jest lekko lub wyraźnie funkująca zdecydowanie zdradzając inspiracje czarną muzyką. O LS nigdy bym tego nie powiedział. Pisząc o muzyce wiele rzeczy zdefiniować się da, ale trzeba mieć pewien warsztat pojęciowy, a nie pisać o duchach, o tym czy muzyka "żre czy nie żre" itp. bo to są słowa wytrychy, które nic nie znaczą. Wracając do płyty zwróciłem uwagę na znakomity wokal. Frazowanie trochę Chrisa Robinsona, ale też, skojarzyło mi się ze śpiewającym Keithem Richardsem. Myślę o tej cudownej, leniwej narracji typowej dla zwykle wyluzowanego Keitha.

...............

znacza , znaczą...warsztat pojęciowy - fajne !!! :D

o architekturze tez można zatańczyć..hehe

Album osiagalny!!!!

może jednak warto posłuchać jakiegos koncertu Old Union. Polecam.
Wyborni!!!
Szczegolnie w Spanish Moon i Oh Atlanta....naprawdę kapitalne wykonania.



doobra , tak czy siak to dobry album który / niestety / osłuchany mam już do bólu. Może własnie stąd brak we mnie zachwytu.
Kwestie techniczne sa mi faktycznie obce. I tak do konca nie za bardzo mnie interesują. Czegos innego szukam w MUZYCE i albo znajduję albo nie. To takie oczywiste!

Osobiście wolę pisać o tym co czuję słuchając muzyki aniżeli kto kogo przypomina.
Choc rzeczywiście porównań niekiedy uniknąć sie nie da.
Rafał pisze znakomicie. Niejednokrotnie dał tutaj upust swym kapitalnym recenzjom. Zawsze czytam Jego wpisy z duzym zainteresowaniem.

Niewielu ma dar pisania o dzwiękach..

No ..a ja raczej recenzji nigdy nie pisalem...

Pozdrawiam :D :D :D
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am


nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Wasze recenzje płyt

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 153 gości

cron