Steve Winwood - kilka ostatnich płyt solowych

Chcecie podzielić się z innymi Waszymi odczuciami co do nowej lub ulubionej przez Was płyty? Oto miejsce dla Was!

Moderator: mods

Steve Winwood - kilka ostatnich płyt solowych

Postautor: RafałS » lutego 2, 2010, 4:42 pm

Dla mnie Winwood to wyjątkowa postać i pomyślałem, ze warto przypomnieć jego ostatnie poczynania, żeby nie postrzegać tego artysty wyłącznie przez pryzmat zakurzonej przeszłości i koncertowania z Claptonem. Tym bardziej, że np. płyta „About Time” z 2003 roku może się z tą przeszłością spokojnie mierzyć, a od koncertu z Claptonem jest moim zdaniem dużo ciekawsza. No i pasuje jak ulał do mojej krucjaty organowej. :D

Traffic – Far From Home, 1994

Część fanów zespołu Traffic odsądza Winwooda i Capaldiego od czci i wiary za tę płytę. Bo na tym „Traffiku” (cudzysłów zamierzony) Winwod zaśpiewał, zagrał na gitarach, na przeróżnych klawiszach, na basie, na flecie, na saksofonie i na perkusyjnych przeszkadzajkach. Czyli na prawie wszystkim poza bębnami obsługiwanymi przez Jima Capaldiego. Tyle, jeśli chodzi o grupowość albumu – oburzeniu starych miłośników zespołu nie ma się, więc co dziwić. Z drugiej strony, jak na solowego Winwooda, krążek wyróżnia się pozytywnie, bo jest zdecydowanie mniej popowy i taneczny, kompozycje bardziej rozwinięte, a aranżacje bogate. Generalnie mocno to przypomina solową twórczość Petera Gabriela z okresu „So” i „Us”, tyle że z większą rolą klawiszy (hammond, fortepian, elektryczne pianina i syntezatory), a odpowiednio mniejszą pozostałych instrumentów. Czyli inteligentna, silnie autorska krzyżówka world music z rockiem, soulem i r&b. Mi ta synteza bardzo odpowiada, szczególnie, że Winwood jest w świetnej formie wokalnej i piosenki też mu się udały. Jest co nucić słuchając, a choć brak długich solówek, to można się bez szkody dla umysłu skupić na nakładających się na siebie partiach instrumentalnych. Rzecz mocno niedoceniana, częściowo z winy Winwooda, który chciał ją sprzedawać z niewłaściwa etykietką. Szkoda. 4/5

Junction Seven, 1997

Moim zdaniem jeden z najsłabszych albumów Winwooda. Po komercyjnej porażce „Far From Home” Steve wrócił do tanecznego popu, ale jakoś bez przekonania wrócił, zupełnie jakby go przymusili księgowi. Że mało tu ciekawego grania, to w tej formule jest jeszcze zrozumiałe. Na dodatek jednak nie ma też przebojowych melodii. Aż żal, że tak świetny wokalista i muzyk wspomagany przez kilku renomowanych sesyjniaków marnuje czas i energię na sztampowy materiał i aranżacje. Posłuchałem, nie kupiłem, innym też odradzam. 2.5/5

About Time, 2003

Wielbicieli organów hammonda witamy w raju, gitarowych maniaków szczujemy psami. Jeśli jest w poprzednim zdaniu przesada, to niezbyt wielka. Album nagrało trio (czasem wspomagane przez dodatkowych muzyków): Winwood śpiewa i gra na organach, Alfredo Reyes Jr. na bębnach i innych perkusyjnych, a Jose Pires de Almeida Neto to owszem gitarzysta i to interesujący, ale prawdopodobnie zbyt subtelny dla fanów ściśle gitarowego rocka. Gitara raczej ozdabia płytę, snuje swoje melodie w tle, czasem ma solówkę w stylu Santany. Większość głównych riffów w każdym razie grają organy i w zasadzie możemy mówić o pełnej zamianie tradycyjnych ról tych dwu instrumentów. Do tego brak klasycznego basu a zamiast lub obok ciężkich bębnów mamy często lekkie instrumenty perkusyjne nadające muzyce klimat latynoamerykański, ewentualnie afrykański. Wokal nie dominuje, jest potraktowany jako kolejny instrument i dostaje na ogół melodie soul-rockowe. Organy brzmią przepięknie, oprócz riffów mają też pełno solówek i to właśnie na nich głownie siedzi ta muzyka. Jedenaście utworów trwa łącznie 70 minut, więc swobodnego jamowania trójki muzyków jest sporo. Dla mnie ta płyta to godna kontynuacja najlepszych dzieł grupy Traffic i najlepszy Winwood, jakiego mógłbym sobie wymarzyć. Dodam jeszcze, że jest dostępna w wersji jedno lub dwupłytowej. W dwupłytowej są koncertowe bonusy „Dear Mr Fantasy” i jedynego na płycie covera - „Why Can’t We Live Together” (niewiele wnoszą) oraz prawie 15 minut Voodoo Chile. Ten ostatni jest zagrany ciekawie i ma porządną strukturę i dobrze zbudowaną dramaturgię (w przeciwieństwie do eleganckiej, ale zmierzającej donikąd wersji na koncercie Winwooda i Claptona). Ogólnie, warto nabyć wersję dwupłytową, miedzy innymi, dlatego, że jest tańsza (przynajmniej była, kiedy ostatnio sprawdzałem na stronie RockSerwisu). Ale podkreślam – ten album zasługuje na kupno przede wszystkim dla krążka pierwszego, który jest naprawdę wybitny. Nie znam innej muzyki (oczywiście poza jazzem) opierającej się na takiej koncepcji aranżacyjnej i z taką ilością tak fantastycznych organów. 5/5

Nine Lives, 2008

Powtórka z „About Time”, ale nie całkiem. Trochę wolniej, trochę ciszej, trochę oszczędniej. Dla mnie na tyle wolniej, ciszej i oszczędniej, że jednak chwilami odrobinę pustawo się robi, choć wciąż słucham z dużym zainteresowaniem. Poza tym mamy tę samą koncepcję grania w trio z okazjonalnym uzupełnieniem o saksofon, flet, dodatkowe instrumenty perkusyjne czy gitarę (elegancki Clapton w jednym utworze). Hammonda mniej, szczególnie w solówkach, bo organowe riffy na szczęście pozostały. Głos Winwooda ciut starszy, ale bardzo kulturalny, mam wrażenie, że zestarzał się podobnie do Petera Gabriela. Pod wieloma względami ta płyta to echa poprzedniej, ale ta poprzednia tak mnie zachwyciła, że nawet jej lekko przytłumione echa podobają mi się wystarczająco na mocną czwórkę. Cieszę się, że Winwood po raz drugi z rzędu zdecydował się nagrać album nie dla wszystkich i trzyma się z dala od parkietu. 4/5
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: kazek » lutego 2, 2010, 8:50 pm

Uwielbiam NINE LIVES :!:
Bardzo mi " siadła" ta płyta.Od pierwszego przesłuchania.
Awatar użytkownika
kazek
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 2825
Rejestracja: lipca 13, 2007, 9:13 pm
Lokalizacja: wola batorska/niepołomice/małopolska

Postautor: Robert007Lenert » lutego 3, 2010, 1:38 pm

About Time, 2003 - bardzo lubie. Czesto zabieram ja w trase jak jade na jakies granie. Znakomita muzyka w drodze.
Awatar użytkownika
Robert007Lenert
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 7074
Rejestracja: października 22, 2004, 5:31 pm
Lokalizacja: Galicja, to oczywiste:)

Postautor: Brzoza » lutego 3, 2010, 3:24 pm

Na Nine Lives rewelacyjny jest kawałek Dirty City z Claptonem :)
Moja audycja w Radiu SAR --> www.trojwymiar.radiosar.pl
wtorki o 21:00 | Adam Brzeziński
http://blues.com.pl/viewforum.php?f=87
Awatar użytkownika
Brzoza
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6369
Rejestracja: października 29, 2009, 11:20 pm
Lokalizacja: Gdańsk

Re: Steve Winwood - kilka ostatnich płyt solowych

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » sierpnia 6, 2010, 4:15 pm

RafałS pisze:Dla mnie Winwood to wyjątkowa postać i pomyślałem, ze warto przypomnieć jego ostatnie poczynania, żeby nie postrzegać tego artysty wyłącznie przez pryzmat zakurzonej przeszłości i koncertowania z Claptonem. Tym bardziej, że np. płyta „About Time” z 2003 roku może się z tą przeszłością spokojnie mierzyć, a od koncertu z Claptonem jest moim zdaniem dużo ciekawsza. No i pasuje jak ulał do mojej krucjaty organowej. :D

Traffic – Far From Home, 1994

Część fanów zespołu Traffic odsądza Winwooda i Capaldiego od czci i wiary za tę płytę. Bo na tym „Traffiku” (cudzysłów zamierzony) Winwod zaśpiewał, zagrał na gitarach, na przeróżnych klawiszach, na basie, na flecie, na saksofonie i na perkusyjnych przeszkadzajkach. Czyli na prawie wszystkim poza bębnami obsługiwanymi przez Jima Capaldiego. Tyle, jeśli chodzi o grupowość albumu – oburzeniu starych miłośników zespołu nie ma się, więc co dziwić. Z drugiej strony, jak na solowego Winwooda, krążek wyróżnia się pozytywnie, bo jest zdecydowanie mniej popowy i taneczny, kompozycje bardziej rozwinięte, a aranżacje bogate. Generalnie mocno to przypomina solową twórczość Petera Gabriela z okresu „So” i „Us”, tyle że z większą rolą klawiszy (hammond, fortepian, elektryczne pianina i syntezatory), a odpowiednio mniejszą pozostałych instrumentów. Czyli inteligentna, silnie autorska krzyżówka world music z rockiem, soulem i r&b. Mi ta synteza bardzo odpowiada, szczególnie, że Winwood jest w świetnej formie wokalnej i piosenki też mu się udały. Jest co nucić słuchając, a choć brak długich solówek, to można się bez szkody dla umysłu skupić na nakładających się na siebie partiach instrumentalnych. Rzecz mocno niedoceniana, częściowo z winy Winwooda, który chciał ją sprzedawać z niewłaściwa etykietką. Szkoda. 4/5

Junction Seven, 1997

Moim zdaniem jeden z najsłabszych albumów Winwooda. Po komercyjnej porażce „Far From Home” Steve wrócił do tanecznego popu, ale jakoś bez przekonania wrócił, zupełnie jakby go przymusili księgowi. Że mało tu ciekawego grania, to w tej formule jest jeszcze zrozumiałe. Na dodatek jednak nie ma też przebojowych melodii. Aż żal, że tak świetny wokalista i muzyk wspomagany przez kilku renomowanych sesyjniaków marnuje czas i energię na sztampowy materiał i aranżacje. Posłuchałem, nie kupiłem, innym też odradzam. 2.5/5

About Time, 2003

Wielbicieli organów hammonda witamy w raju, gitarowych maniaków szczujemy psami. Jeśli jest w poprzednim zdaniu przesada, to niezbyt wielka. Album nagrało trio (czasem wspomagane przez dodatkowych muzyków): Winwood śpiewa i gra na organach, Alfredo Reyes Jr. na bębnach i innych perkusyjnych, a Jose Pires de Almeida Neto to owszem gitarzysta i to interesujący, ale prawdopodobnie zbyt subtelny dla fanów ściśle gitarowego rocka. Gitara raczej ozdabia płytę, snuje swoje melodie w tle, czasem ma solówkę w stylu Santany. Większość głównych riffów w każdym razie grają organy i w zasadzie możemy mówić o pełnej zamianie tradycyjnych ról tych dwu instrumentów. Do tego brak klasycznego basu a zamiast lub obok ciężkich bębnów mamy często lekkie instrumenty perkusyjne nadające muzyce klimat latynoamerykański, ewentualnie afrykański. Wokal nie dominuje, jest potraktowany jako kolejny instrument i dostaje na ogół melodie soul-rockowe. Organy brzmią przepięknie, oprócz riffów mają też pełno solówek i to właśnie na nich głownie siedzi ta muzyka. Jedenaście utworów trwa łącznie 70 minut, więc swobodnego jamowania trójki muzyków jest sporo. Dla mnie ta płyta to godna kontynuacja najlepszych dzieł grupy Traffic i najlepszy Winwood, jakiego mógłbym sobie wymarzyć. Dodam jeszcze, że jest dostępna w wersji jedno lub dwupłytowej. W dwupłytowej są koncertowe bonusy „Dear Mr Fantasy” i jedynego na płycie covera - „Why Can’t We Live Together” (niewiele wnoszą) oraz prawie 15 minut Voodoo Chile. Ten ostatni jest zagrany ciekawie i ma porządną strukturę i dobrze zbudowaną dramaturgię (w przeciwieństwie do eleganckiej, ale zmierzającej donikąd wersji na koncercie Winwooda i Claptona). Ogólnie, warto nabyć wersję dwupłytową, miedzy innymi, dlatego, że jest tańsza (przynajmniej była, kiedy ostatnio sprawdzałem na stronie RockSerwisu). Ale podkreślam – ten album zasługuje na kupno przede wszystkim dla krążka pierwszego, który jest naprawdę wybitny. Nie znam innej muzyki (oczywiście poza jazzem) opierającej się na takiej koncepcji aranżacyjnej i z taką ilością tak fantastycznych organów. 5/5

Nine Lives, 2008

Powtórka z „About Time”, ale nie całkiem. Trochę wolniej, trochę ciszej, trochę oszczędniej. Dla mnie na tyle wolniej, ciszej i oszczędniej, że jednak chwilami odrobinę pustawo się robi, choć wciąż słucham z dużym zainteresowaniem. Poza tym mamy tę samą koncepcję grania w trio z okazjonalnym uzupełnieniem o saksofon, flet, dodatkowe instrumenty perkusyjne czy gitarę (elegancki Clapton w jednym utworze). Hammonda mniej, szczególnie w solówkach, bo organowe riffy na szczęście pozostały. Głos Winwooda ciut starszy, ale bardzo kulturalny, mam wrażenie, że zestarzał się podobnie do Petera Gabriela. Pod wieloma względami ta płyta to echa poprzedniej, ale ta poprzednia tak mnie zachwyciła, że nawet jej lekko przytłumione echa podobają mi się wystarczająco na mocną czwórkę. Cieszę się, że Winwood po raz drugi z rzędu zdecydował się nagrać album nie dla wszystkich i trzyma się z dala od parkietu. 4/5

.......................

Takie noty uwielbiam!!!! :D :D :D
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: Syd » sierpnia 7, 2010, 6:51 am

RafalS . Wysmienicie . Winwood organowo jest gigantem . A co sadzisz o ,
Refugees of the Heart ? Dobry jest ten , In the Light of Day . :D

Voodoo Chile , nie za tego Im idzie . Ale granie organowe , na Lady land
jamowe do dzisiaj podziw wzmaga .
Syd
bluesman
bluesman
 
Posty: 258
Rejestracja: stycznia 9, 2007, 9:01 am

Postautor: RafałS » sierpnia 7, 2010, 7:55 am

Syd pisze:A co sadzisz o ,
Refugees of the Heart ?


Mam tylko kilka solowych płyt Winwooda, chociaż oczywiście trochę słuchałem tego, czego nie mam. Solowy, bardziej rozrywkowy Winwood mniej mnie interesuje - profesjonalnie zrobiona muzyka, ale nie moja. Poza tym nie lubię produkcji i dźwięku z lat 80-tych i początku 90-tych.
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

Postautor: Syd » sierpnia 7, 2010, 8:33 am

Tak , rozumie . Traffic w calosci ( prawie ) . Czy tak ?
Syd
bluesman
bluesman
 
Posty: 258
Rejestracja: stycznia 9, 2007, 9:01 am


nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Wasze recenzje płyt

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 147 gości

cron