The Truth according to Ruthie Foster, 2009

Chcecie podzielić się z innymi Waszymi odczuciami co do nowej lub ulubionej przez Was płyty? Oto miejsce dla Was!

Moderator: mods

The Truth according to Ruthie Foster, 2009

Postautor: RafałS » stycznia 17, 2010, 6:34 pm

Krążek tej wokalistki nabyłem w równym stopniu zachęcony entuzjastycznymi recenzjami, co skuszony nazwiskiem Robbena Forda wśród akompaniatorów – lubię go w piosenkowym formacie. I nie żałuję decyzji, choć na twarz przed tą płytą również nie padam. Generalnie jest to rasowy soul blues i rhythm’n’blues w stylu Memphis czy Muscle Shoals. I ma sporo plusów, między innymi ciepłą produkcję i w miarę urozmaicone aranżacje. Są dęciaki, ale nie wszędzie i nie nachalne. Na trąbce gra Wayne Jackson z Memphis Horns i ma nawet dla siebie zgrabną solówkę. Do tego sympatycznie pykająca sekcja, dyskretne klawisze (czytaj: hammond, wurlitzer i fortepian) i rzeczony Robben Ford na gitarze we wszystkich utworach. Na całe szczęście realizatorzy wykazali się rozsądkiem i Robbena dobrze słychać nie tylko, kiedy ma akurat partię solową, ale też, kiedy akompaniuje. Zresztą jedno od drugiego trudno chwilami rozróżnić, bo nawet, kiedy przygrywa do wokalu to jest to ciekawe, szczególnie, kiedy wplata frazy jazzowe. Naprawdę fajnie, że jego udział nie został zmarnowany, bo bywa przecież, że wokalista i producent nie wiedzą, co zrobić z wybitnym instrumentalistą, którego mają do dyspozycji. Tym razem wiedzieli. Główną bohaterką płyty jest jednak (przynajmniej w zamierzeniu) Ruthie Foster – młoda ciemnoskóra pani, którą reklamowano trochę jako główną rywalkę Shemekii Copeland. Przy czym, o ile Shemekia imponuje siłą głosu i często ostro naciera na słuchacza, o tyle Ruthie jest wyraźnie spokojniejsza i delikatniejsza. Chciałbym móc powiedzieć, ze ten jej subtelniejszy wokal podoba mi się w równym stopniu, co temperament Shemekii, ale to nieprawda. Shemekia potrafi przykuć moją uwagę, a kulturalnej Ruthie, brzmiącej jak wcielenie jasności, czystości i dobroci, jakoś nie zawsze się to udaje – jest to silnie zależne od repertuaru. Jej własne numery (w liczbie pięciu) miło płyną, ale wpadają mi jednym uchem a wypadają drugim (może z wyjątkiem „Joy on the other side”). Lepiej odbieram sześć kawałków pożyczonych. Szczególnie wyróżniłbym dwie piosenki Erica Bibba. Za płytami tego artysty nie szaleję, bo są dla mnie trochę za spokojne i za rzadkie aranżacyjnie. Ale już parę razy zauważyłem, ze jego kawałki na cudzych albumach zdecydowanie podnosiły poziom. Tak samo jest tu: „Thanks for the Joy” kończące ten album to dla mnie natychmiastowy klasyk. I w zasadzie, choć wiem, ze to trochę krzywdzące dla zdolnej i stylowej Ruthie, mam ochotę zakończyć recenzję takim właśnie banałem: że Robben Ford kapitalnie gra na gitarze a Eric Bibb pisze świetne piosenki. A Ruthie? Ma nie tylko ładny, ciepły głos, ale i głowę na karku, że zdecydowała się talentami wyżej wymienionych panów wesprzeć swój własny. Dla mnie – nagrała płytę na mocną czwórkę. :)
Awatar użytkownika
RafałS
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6455
Rejestracja: lutego 2, 2007, 12:05 pm

nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Wasze recenzje płyt

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 128 gości