Blackberry Smoke-"Little Piece of Dixie". Klon czy

Chcecie podzielić się z innymi Waszymi odczuciami co do nowej lub ulubionej przez Was płyty? Oto miejsce dla Was!

Moderator: mods

Blackberry Smoke-"Little Piece of Dixie". Klon czy

Postautor: posener » listopada 7, 2009, 7:02 pm

Z góry zastrzegam, iż pisząc o tej płycie i kapeli nie mam pewności czy nie dyskutuje się o tym w dziale News lub, powiedzmy, Kącik audiofila. Jeżeli tak jest, to przepraszam za powielenie tematu, ale o płytach zawsze będę pisał w tym dziale.
Tytułem wstępu powiem, iż prywatnie uważam, że w ostatnich latach jesteśmy świadkami renesansu prawdziwego rocka, a za taki uważam obszar pomiędzy blues rockiem a hard rockiem (tradycja lat '70). Objawia się to nie tylko wzrostem popularności rockowych legend, nie tylko pojawieniem się dużej ilości świetnych warsztatowo epigonów mistrzów tego gatunku, ale przede wszystkim eksplozją talentu muzyków młodej generacji, którzy prowadzą tę muzykę w XXI wiek. Sztandarowe przykłady tego zjawiska to Derek Trucks Band i Joe Bonamassa, a Blackberry Smoke zaliczam do tego kalibru talentów.
Muzycy tworzący zespół to synowie Południa (kapela jest z Atlanty), grający w kwintecie - taki skład widnieje na stronie grupy, a jeżeli chodzi o omawianą płytę w kwartecie. Na klipach znalezionych w necie często widać klawiszowca, a więc klasyczny allmanowski skład. Frontmanem kapeli jest Charlie Starr, wokalista i zarazem gitarzysta. Od razu powiem, iż mamy do czynienia z wybitnym wokalem, który jeżeli chodzi o frazowanie kojarzy mi się trochę z Chrisem Robinsonem z Black Crowes, ale według mnie jest jeszcze lepszy. Gitarowe umiejętności Starra są bardzo wysokie. Co prawda na płycie nie czujemy przesytu solówek, ale na koncercie można sobie pofolgować i tam Charlie pokazuje co potrafi.
Na płycie umieszczono 11 kawałków, żeby było ciekawie, bez tytułowego, który podobno jest dostępny w internecie, ale mnie się nie udało go znaleźć. Co do repertuaru to dawno nie słyszałem tak równej płyty. Krążek absolutnie pozbawiony słabego numeru - materiał jest dobry lub bardzo dobry. Muzycy nie ukrywają źródeł swoich inspiracji oraz swoich idoli, wręcz przeciwnie, ta muzyka jest manifestacją fascynacji latami '70 i legendami southern rocka, a więc Lynyrd Skynyrd, The Allmann Brothers czy Black Crowes. Ta płyta to 100% southern rocka w southern rocku. Tytuł tematu jest trochę prowokacyjny, bo liczę na różne opinie, ale dla mnie Blackberry Smoke to absolutny autentyk i diament, który właśnie jest szlifowany. Amatorom precyzyjnie opisanych szufladek zamówiłbym tabliczkę z napisem hard southern rock. Słuchając muzyki bez problemu można wyczuć ten specyficzny country flavour, ale jest to absolutnie naturalne i spójne muzycznie, a przede wszystkim jest to smaczne. To nie jest projekt na zasadzie: zróbmy parę piosenek countrowych, zamaskujmy to przesterowanymi riffami i brzmieniem a la Nickelback, może kupią to i dzieciaki i rednecki. Niemal w każdym kawałku jest jakiś fajny patent, który przykuwa uwagę. Startujemy od Good One Comin' On, przebojowy riff i refren, a jednocześnie pozwala oswoić się z potężnym brzmieniem kapeli. W Like I Am początkowy riff kojarzący się z Free, a to takich gości jak ja rozkłada na łopatki. Number 3 to Bottom of This z kapitalnymi gitarami grającymi w harmoniach. Dwa przesterowane Gibsony grające w harmoniach pojawiają się częściej, po prostu orgia, bo ta sztuka była ostatnio w zaniku, a kiedyś ...
powiedzmy Wishbone Ash, łza się w oku kręci. W Up in Smoke zderzamy się z riffem, który mógłby wyjść spod palców Slasha. Później skoczny hard country rock w Sanctified Woman doprawiony slide guitar. Who Invented the Wheel - pomysłowe przejście harmoniczne, znowu duet Gibsonów. I'd Be Lyin' to znakomite solówki obu gitarzystów. Kolejny numer to jeden z moich ulubionych, Prayer for the Little Man. Wstęp na akustyku plus banjo, później znakomite harmonie wokalne i świetne solo. Restless to honky tonk ale raczej z brzmieniem Black Sabbath niż Stonesów i idealnie pasująca kwacząca gitara. Następny pewniak to Shake Your Magnolia, typowy rocker, koncertowy wymiatacz z kapitalnymi solówkami. I w ostatnim kawałku, Freedom Song kapela zwalnia tempo, ale nie zakręca mocy, a więc typowa, potężnie zagrana ballada.
Przechodzimy do reasumpcji. Jeszcze o tym nie pisałem, ale płytę wyprodukował sam Dan Huff, znakomity gitarzysta i wielki producent. Na płytach K.Urbana i Rascal Flatts wykonał jubilerską robotę aranżerską i można było oczekiwać podobnych zabiegów. Nic z tych rzeczy, Dan wybrał wariant najlepszy z możliwych, a więc postanowił uchwycić siłę i energię kapeli, która wręcz eksploduje radością grania. Mam wrażenie, że chodziło głównie o to, aby z głośników słuchaczy niemal wypływało, rozgrzane przez przesterowane na maksa lampowe wzmacniacze, powietrze. To się udało, nie słuchajcie tej muzyki na mp3 bo traci dynamikę. Po prostu CD, przyzwoity zestaw audio i ognia! Refleksja nr dwa: ta kapela kojarzy mi się z AC/DC. Nie, jezeli chodzi o muzykę tylko podejście do niej. Proste ale nie prostackie kompozycje, zwięzłe, znakomite piosenki i siła, energia oraz szczerość. It's only rock'n'roll but I like it jak mówią. Ja mówię: It's only rock'n'roll but I love it.
I na koniec. W ostatnich miesiącach Blackberry Smoke koncertują z Lynyrd Skynyrd i ZZ Top. Czyżby namaszczenie? Wydaje mi się, że od lat czekamy w southern rocku na kapelę, która mogłaby przejąć pałeczkę od wyżej wymienionych. Sądzę, że jeżeli przetrzymają sukces komercyjny, który im grozi, mają wszelkie dane ku temu aby być następcą legendarnych kapel z Południa.

WARNING! THE WRITER IS UNDER THE INFLUENCE OF BLACKBERRY SMOKE.
Awatar użytkownika
posener
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6913
Rejestracja: listopada 17, 2008, 7:51 pm

nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Wasze recenzje płyt

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 205 gości