Sonny Boy Williamson FESSOR MOJO'S DON'T START ME TO TALKIN

Nasza forumowa biblioteka

Moderator: mods

Sonny Boy Williamson FESSOR MOJO'S DON'T START ME TO TALKIN

Postautor: sonnyboy » stycznia 24, 2008, 12:02 pm

Zapraszam do czytania nowego tematu, w którym będę starał się przybliżyć fragmenty książki Williama Donoghue Fessor Mojo's Don't Start Me To Talkin.
Książka wydana w 1997 roku przez Mojo Visions Production zawiera nieco nieaktualne infromacje na temat Sonny'ego Boy'a Williamsona jednak w decydującej mierze jest bardzo dużym zbiorem infromacji na jego temat.

Wstęp już jutro

zapraszam i pozdrawiam

Maciej Zapałowski

www.sonnyboywilliamson.republika.pl
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: lauderdale » stycznia 24, 2008, 12:18 pm

Super, bede tu zagladal.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: sonnyboy » stycznia 24, 2008, 1:10 pm

Kilka słow o autorze oczywiście książki


Kim jest „Fessor Mojo?
William E.Donoghue – autor “Don’t Start Me Talkin’”, miał doświadczenia z muzyką jazzową i bluesową. Gdy był nastolatkiem słuchał wczesnego rock and rolla, jump bluesa i Doo Wop, często w pierwszym rzędzie w Uptown Theater w Philadelfii. Później działał aktywnie w Philadelphia Folk Festiwal i wielu jazzowych popołudniówkach w Pep’s and The Showboat. Na własnych oczach przeżył dojście lata miłości na wschód do The Electric Faktory w Philadelfii.

PRZEDMOWA

Wielu sławnych, bluesowych artystów jest pochowanych w nieznanych miejscach a zaledwie tylko kilku z nich ma wystawione pomniki, ba czasami nawet kilka. Sonny Boy Williamson II jest pochowany przy spokojnej wiejskiej drodze w Tutwiler, MS, na skraju lasu w dobrze znanym eleganckim grobie na cmentarzu Whitfield. Jego nagrobek można z daleka rozpoznać po leżących wokół niego pozostawionych tu przez fanów monetach, harmonijkach, gitarowych kostkach i innych przedmiotach. W 1980 roku grób doczekał się eleganckiej kamiennej tablicy ustawionej z honorami dzięki fundatorce Lilian McMurry - właścicielce Trumpet Records. Napis na tablicy nagrobkowej zawiera informację dostarczoną jej przez wdowę po Sonny’m Boy’u - Mattie Williamson Thurman oraz przez jego siostrzenicę - Julię Barner.

ALECK MILLER
LEPIEJ ZNANY JAKO WILLIE „SONNY BOY” WILLIAMSON
URODZONY 11 MARCA 1905, ZMARŁ 23 CZERWCA 1965,
SYN JIM’A MILLER’A I MILLIE MILLER,
MIĘDZYNARODOWEJ SŁAWY HARMONIJKARZ I WOKALISTA BLUESOWY,
ODKRYTY I NAGRYWAJACY DLA TRUMPET RECORDS
W JACKSON, MISSISSIPPI W LATACH 1950-1955

Pomimo dobrych intencji inskrypcja na tablicy ukazuje jak wiele niewiadomych tajemnic wciąż otacza enigmatycznego bluesmana. Prawdziwe szczegóły jego tożsamości zaginęły gdzieś w Delcie Mississippi, gdzie mnogość nazwisk, niewyjaśnione i zapomniane fakty, bazowanie na przekazach ustnych, lepsza znajomość tytułów pieśni bluesowych niż nazwisk ich autorów tworzy spuściznę historii, która przedstawia prawdziwe narodziny bluesa.
I tak naprawdę, napis na tablicy Sonny’ego Boy’a nie wiele nam mówi. Dlaczego? Ponieważ jego prawdziwe nazwisko prawdopodobnie brzmiało Alex Miller, natomiast wśród czarnych towarzyszy swej niedoli bardziej znany był jako Rice Miller. Willie to z kolei imię jego brata. Natomiast prawdziwe nazwisko brzmiało nie WILLIAMSON, lecz MILLER (nazwisko jego ojczyma) lub FORD (nazwisko jego matki). Mało prawdopodobne, że był nieślubnym dzieckiem – wówczas na pewno nigdy nie poznamy jego prawdziwego nazwiska.


Cała PRZEDMOWA dotyczy pochodzenia, daty urodzenia SBW, jak wspomoinałem w mojej książce, badacz bluesa dr David Evans na prośbę Billa zbadał ten problem dość dokładnie i odkrył po naszemu akt urodzenia SBW - data urodzenia 5 grudnia 1912 roku


wybacz, że nie bawię się w ładniejsze tłumaczenie, ale chyba nie ma sensu

zachęcam do konwersacji - pobudzi to mnie do dalszej pracy

SONNYBOY
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: ANDRZEJ MATYSIK » stycznia 24, 2008, 1:55 pm

Migawki z cmentarza i grobów Sonny'ego Boy'a II i jego sióstr zamieściłem w filmie "Down In Mississippi", jaki prenueratorzy TB otrzymali wraz z jego 23 wydaniem (zima 2005). Wykorzystałem je także w jednym z odcinków "Podróży bluesem pisanych", jakie od kilku lat z Andrzejem Jerzykiem, robimy dla ostrowskiej TV ProArt.
Cmentarz - a ściślej niepozorna łąka z maleńskim kościółkiem, częściowo od reszty odgrodzona kępą krzewów - z kilkunastoma porozrzucanymi na niej, niepozornymi, skromnymi kamieniami nagrobnymi, położony jest ok. 3 mil za Tutwiler. Grób Sonny'ego Boy'a II niewidoczny od ulicy, skryty jest w zagajniku z krzewów i powiem, że trzeba było się go trochę naszukać.

Maćku, raz jeszcze gratuluję znakomitej, cennej pracy! Podtrzymuję swoją deklarację udostępnienia Ci unikatowych zdjęć do drugiego wydania książki.

Andrzej Matysik
ANDRZEJ MATYSIK
 

Postautor: sonnyboy » stycznia 24, 2008, 3:34 pm

Serdecznie dziękuję panie Andrzeju i zarazem zazrdoszcze Panu tej wizyty w Tutwiler.
Myślę, że jak tak dalej pójdzie ze sprzedażą to faktycznie będzie trzeba pomysleć o drugim wydaniu i pięknie byłoby zamieścić tam takie zdjęcia.

Pozdrawiam
Maciek
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: sonnyboy » stycznia 25, 2008, 8:29 pm

Dzisiaj kolej na kolejny rozdział w którym autor odpowiada na pytanie jak wciągnął sie w pisanie książki o SBW.


„STARY ŁAJDAK ZNÓW SOBIE UŻYWA”

Jak wciągnąłem się w pisanie tej książki.
22 sierpnia 1995 r. w Delcie było ciepłe, leniwe popołudnie. Jim O’Neal (współzałożyciel magazynu LIVING BLUES) oprowadzał mnie po okolicy i tak trafiliśmy do domu dwóch czarujących starszych Pań, tj. Juli Barner ( 95 lat, ur.08.08.1990) i Mary Ashford ( 95 lat, ur. 01.05.1906). Ostatnie dwie z żyjącego dwadzieścioro rodzeństwa Sonny’ego Boy’a. Jak same twierdzą, całe rodzeństwo pochodzi od tych samych rodziców. To spotkanie dało początek moim poszukiwaniom i nadało im większy i realny sens.
W tym czasie, ja tylko fascynowałem się muzyką Sonny’ego Boy’a Williamsona. Dzięki takim bluesom jak „Eyesight To The Blind”, który jako jedyny nienapisany przez The Who został włączony do rock - opery Tommy. Pamiętam zetknięcie się po raz pierwszy jako młody chłopak z tak intrygującymi nagraniami jak „Your Funeral And My Trial” i „Fattenin’ Frogs For Snake” – pamiętnymi bluesowymi poematami, które odbiły mocne piętno w moim sposobie postrzegania bluesa. Wiedziałem, co nieco o Sonny’m Boy’u, akceptowałem, że jego prawdziwe nazwisko brzmi Rice Miller, słyszałem również o John’ie Lee Sonny’m Boy’u Williamsonie, który jako pierwszy używał nazwiska Sonny Boy Williamson podczas nagrywania płyty, tym samym Miller był często przedstawiany jako Sonny Boy Williamson II lub Drugi Sonny Boy Williamson. W tym czasie, ja znałem tylko podstawowe informacje o nim zawarte na okładkach płyt wytwórni CHESS. Nigdy nie widziałem nagrań z Trumpet, aż do momentu ich wznowień. Płyty Sonny’ego Boy’a nagrywane dla Chess, zacząłem kupować w moim lokalnym sklepie płytowym na West Chester, PA w połowie lat pięćdziesiątych.
Wkrótce zorientowałem się, jak często osoby, które o nim opowiadają, nie znały go osobiście tak dobrze jak mówiły. Nie znalazłem nikogo, kto znałby go dobrze pod każdym względem, tj. z Delty, wiezienia, Chicago, Europy, ze studio, z domu, z włóczęgi i grania w lokalach.
Krótkie wizyty u każdej z sióstr, wprowadziły mnie w świat młodego Alex’a Miller’a, wołanego w domu Rice lub Sonny. Julia Barner przedstawiła mi rozmowę, jaką przeprowadziła z nim, jeszcze, gdy on był dzieckiem. Sonny jęczał - potrzebuję pieniędzy na nowe buty, odpowiedziałam - dostałeś ćwierć dolara i dziesięciocentówkę. On jęczał dalej - muszę mieć nowe buty, oddam ci później, jak tylko dostanę forsę. Ja mu odpowiedziałam -Sonny, wiem, że nie oddasz mi tych pieniędzy.” Nazywały go Sonny – nie Sonny Boy, zapewne, dlatego tak uparcie twierdził, że był pierwszym Sonny’m Boy’em.
......
Będąc pod troskliwym okiem Jim’a O’Neal’a szybko nauczyłem się, że należy interesować się tylko potwierdzonymi faktami zebranymi w tym nieprzewidywalnym świecie Delty i ustnych przekazów.
Te swoiste „fakty” bardzo często są pamiętane dość nieprecyzyjnie i wybiórczo, są często bardzo „ubarwione” a szczegóły są często zastępowane „prawdami” bez realnego poparcia w mediach i w nawiązaniu do historii innych ludzi. To wszystko przesączone jest przez filtr ubóstwa niepiśmiennych twórców tej rzeczywistości.
Niestety rejestrowanie „ustnych przekazów” z okresu przed i w trakcie I wojny Światowej nie było praktykowane. Dzięki Bogu, magazyn LIVING BLUES przez lata zamieszczał wiele z tych informacji. Bez muzycznych magazynów i opisów płyt w tej chwili mielibyśmy bardzo małą wiedzę o początkach bluesa.
Tak naprawdę, historia bluesa wydaje się byś światem, w którym istnieje realna potrzeba „mydlenia oczu” dla jej własnych celów lub w celu zatuszowania i uproszczenia różnych historii, zanim ktokolwiek zorientuje się, o co chodzi. Był to świat, w którym większość opowieści o Sonny’m Boy’u pozostawało w tajemnicy a on sam nie bardzo chciał poruszać te tematy. Kiedyś doszło nawet do tego, że jeden z redaktorów, chcący najwyraźniej zachować swoje prawa do tajemnic Sonny’ego Boy’a, wręcz zakazywał mówienia o tych sprawach.
Moja motywacja była prosta i szczera. Po prostu zafascynowała mnie historia życia Rice Miller’a. Znałem go i jego wpływ na świat muzyki. Potrzebowałem konsultacji z osobami, które znały go osobiście i których jego muzyka wzruszała. Opowieść o Rice Miller’ze jest dość specyficzna, ponieważ obejmuje również początki historii bluesa; składa się na nią okres zarówno przed i powojenny, country blues, złota era Rhythm & Bluesa a przede wszystkim jest to historia człowieka, który łączył w sobie kilka stylów życia. Po prostu, opowieść o Rice Miller’ze jest esencją bluesowych historii.
........ moja kolejna podróż nie doszła do skutku, a w tym samym czasie zmarły siostry Sonny’ego Boy’a – Julia Barner i Mary Ashford.


SONNYBOY
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: P.Szymański » stycznia 25, 2008, 10:56 pm

A ja należę do nielicznych szczęściarzy, którzy lekture tej pozycji mają za sobą.
Maciek, dziękuję!!
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: kora » stycznia 25, 2008, 11:06 pm

P.Szymański pisze:A ja należę do nielicznych szczęściarzy, którzy lekture tej pozycji mają za sobą.
Maciek, dziękuję!!


:D nie Ty jeden :wink:
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Postautor: Andrzej Jerzyk`e » stycznia 25, 2008, 11:20 pm

Kora! A już 04.02.2008' w poniedziałek Paweł Szymański w Okolicach Bluesa na żywo!!!
Awatar użytkownika
Andrzej Jerzyk`e
Ojciec Dyrektor
Ojciec Dyrektor
 
Posty: 25314
Rejestracja: kwietnia 16, 2004, 8:54 pm
Lokalizacja: Ostrów Wielkopolski

Postautor: kora » stycznia 25, 2008, 11:25 pm

Andrzej Jerzyk`e pisze:Kora! A już 04.02.2008' w poniedziałek Paweł Szymański w Okolicach Bluesa na żywo!!!


no baaaaaaaaa, nareszcie :D
Obrazek
Awatar użytkownika
kora
Elf
Elf
 
Posty: 30155
Rejestracja: września 1, 2005, 12:44 pm
Lokalizacja: Katowice

Postautor: blues64 » stycznia 26, 2008, 9:21 am

a ja czekam na dalszy ciąg, chociaż biorąc pod uwagę, że Fessor Mojo's wymieniane jest jako żródło w książce Sonny'ego Boy'a, to zapewne nie będzie w niej nic ciekawego czego nie byłoby w książce o Sonny'm Boy'u.
Ale czekam na dalszy ciąg.
Blues64
blues64
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 31
Rejestracja: grudnia 18, 2007, 4:15 pm

Postautor: sonnyboy » stycznia 26, 2008, 4:55 pm

Andrzej Jerzyk`e pisze:Kora! A już 04.02.2008' w poniedziałek Paweł Szymański w Okolicach Bluesa na żywo!!!
SŁUCHAŁEM GO W NIEDZIELĘ W TYGMONCIE, Z CHĘCIĽ POSŁUCHAM W STUDIO

SONNYBOY
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: lauderdale » stycznia 26, 2008, 6:22 pm

Ja tez wpadne posluchac...

Pozdrowienia
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: sonnyboy » stycznia 29, 2008, 12:01 pm

kolejny rozdział dotyczy śmierci sióstr SBW


TRAGEDIA

11 października 1995 roku, prawie dwa miesiące po mojej wizycie w domu sióstr Sonny’ego Boy’a, obydwie panie tragicznie zginęły we śnie podczas pożaru ich domu. Bardzo dziękuję w tym momencie James’sowi Cotton’owi, który poniósł połowę kosztów pogrzebu. Ja sam nic o tym nie wiedziałem, aż do momentu, gdy Betty Peagues, siostrzenica Sonny’ego Boy’a, którą spotkałem w grudniu w domu jej ciotek, powiadomiła mnie o tej tragedii. Byłem głęboko dotknięty tą wielką tragedią tych dwóch cudownych kobiet i ich związkiem z historią Sonny’ego Boy’a.
Doszedłem do wniosku, że mogę w tym momencie tylko pomóc przez poniesienie połowy kosztów, jakie spowodował pożar. Biorąc pod uwagę jak wspaniałomyślnie i otwarcie podzieliły się ze mnę ich wspomnieniami o Sonny’m Boy’u, które wprowadziły mnie w tą fascynującą historię, czułem, że to była najmniejsza rzecz, jaką mogłem wówczas zrobić. Dopiero nieco później, pomogłem zawiązać BLUES AID – organizację charytatywną, która pomaga starszym bluesmanom w ich późniejszych latach i zapewnia godziwy pogrzeb z należytym uznaniem ich muzycznej spuścizny. Nie szukam chwały za moje działania, chcę tylko abyś zrozumiał, dlaczego część tej książki mówi o fundacji BLUES AID. Jest to projekt, w który jestem zaangażowany i zachęcam do jego wspierania.
Zmarłe siostry są obecnie pochowane w skromnym grobie (z uszkodzonymi płytami) w Whitfield Cementary blisko grobu Sonny’ego Boy’a Williamosna II, którego tablica wystaje nad ziemię. Czy jest to możliwe, aby ten stary łajdak używał sobie na nich ponownie?
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: sonnyboy » stycznia 29, 2008, 12:08 pm

a niech tam dodam koleny rozdział
odezwę się dopiero w przyszłym tygodniu

POWSTAJE PROJEKT KSIĄŻKI

Betty Peagues, siostrzenica Sonny Boy’a spytała mnie kiedyś czy nie jestem zainteresowany napisaniem książki o jej „wuju, Sonny’m Boy’u Williamsonie”. Ja sam byłem wówczas dość poczytnym autorem w moim własnym wydawnictwie, ale nigdy nie pisałem o bluesie. Nie byłem pewien jak rozwiązać problem rzetelności i odpowiedzialności za treść tej książki. Odpowiedziałem jej, że pomyślę o tym. Zacząłem od sprawdzenia wielu woluminów dotyczących historii korzeni bluesa i doszedłem do wniosku, że istnieje wiele sekwencji poświęconych Sonny’emu Boy’owi. To znaczyłoby, że on był bardzo ważnym i wpływowym bluesmanem. Jednakże, większość artykułów po prostu powielała często nieścisłe i niedające połączyć się w całość informacje. Oczywiście zdarzali się autorzy znający wiele szczegółów z jego życia i były to naprawdę interesujące fakty.
Doszedłem do wniosku, że jedynym sposobem na znalezienie prawdy o Sonny’m Boy’u jest spotkanie się z jego przyjaciółmi i fanami oraz z każdym, kto kochał jego i jego rodzinę. Po tych spotkaniach, moje zdanie o wielkim wkładzie Sonny’ego Boy’a w muzykę bluesową potwierdziły się dzięki opiniom takich osób jak: Lilian McMurry (z legendarnej wytwórni Trumpet Records), Bob Koneser (z Delmark Records), Bruce Iglauer (z Alligator Records), Chris Strachwitz (z Arhoolie Records) oraz Charlie Musselwhite, Billy Branch i Levon Helm. Biorąc pod uwagę wszystkich bluesowych artystów Sonny Boy był ich faworytem zarówno jako harmonijkarz jak i źródło wielkiej inspiracji. Nawet wielbiciel Sonny’ego Boy’a I, Billy Boy Arnold, powiedział mi, że Sonny Boy II był bardzo ważny dla świata bluesa. Uważam to samo.


BŁYSKI FLESZY

Niemalże rok później, 2 października 1996 roku, w Delta Blues Museum w Clarksdale, MS prowadziłem seminarium na temat „Życia Sonny’ego Boy’a Williamsona II”, jako cześć corocznego SUNFLOWER BLUES FESTIVAL. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale moja prelekcja ściągnęła najbardziej znających się na rzeczy badaczy i autorów bluesowych publikacji. Jako punkt kulminacyjny wprowadzenia w życiorys Sonny’ego Boy’a przedstawiłem film video „ I Hear The Blues”, wydany przez Granada TV Special i zawierający zapis koncertu American Folk Blues Festiwal, jaki miał miejsce w 1964 roku (faktycznie koncert odbył się w 1963 – dopisek tłumacza) w Anglii. Był to bardzo przyjemny moment. Ja sam byłem zaskoczony reakcją słuchaczy. Gdy w pokoju odezwały się dźwięki harmonijki Sonny’ego Boy’a jako wstęp do „Keep It To Yourself”, całe muzeum, włączając wielu ludzi, którzy tylko oglądali muzealne wystawy, uciszyli się i zaczęli w skupieniu oglądać film. Sonny Payne, wielokrotny gospodarz programu radiowego Sonny’ego Boy’a - King Biscuit Time oraz Sam Carr i Frank Frost, członkowie zespołu Sonny’ego Boy’a z lat 50-tych, wyglądali jakby zobaczyli ducha. Wówczas uświadomiłem sobie tajemniczość, geniusz oraz charyzmę Sonny’ego Boy’a i zrozumiałem, dlaczego King Biscuit Time było i jest tak niezwykłym wydarzeniem.
Dwa miesiące później, podczas King Biscuit Time Festival powtórzyłem to seminarium dla jeszcze większego audytorium.
------------

miłej lektury
chociaż to wszystko to raczej wstęp
kolejne rozdziały to rozwiazywanie tajemnic SBW


SONNYBOY
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: blues64 » stycznia 29, 2008, 3:28 pm

czekam, aż rozkręci się temat. myślałem, że już nie będzie dalszej części.
"I hear the blues" -czy to to samo co ukazało się na DVD?
Warto byłoby dodawać swój komentarz, jak to robi Lauderdale!!

Bartek
blues64
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 31
Rejestracja: grudnia 18, 2007, 4:15 pm

Postautor: sonnyboy » stycznia 31, 2008, 1:05 pm

Jak rozwiązanie tajemnicy SBW w książce opisuje B.Donoghue

SONNY BOY UCIEKAJĄCY SKAZANIEC

Aleck „Rice” Miller, Sonny Boy Williamson II lub „Mr. Original Sonny Boy Williamson” (jak przedstawił się saksofoniście Archie’mu Shepp’owi w Kopenhadze w 1963 roku), uciekał od prawdy, która dowodziła, że ten światowej sławy artysta występuje pod nazwiskiem innej gwiazdy.
-----
Lilian McMurry z Trumpet Records (1950-1955) jako pierwsza nagrała Sonny’ego Boy’a Williamsona w swoim studio, i wydaje się, że powinna znać jego prawdziwe nazwisko. A poznała je dopiero piętnaście lat po jej odejściu podczas stawiania pamiątkowej tablicy nagrobnej dla Sonny’ego Boy’a. Lilian McMurry oczywiście wiedziała, że on nie był tym samym Sonny’m Boy’em Williamsonem I, który nagrał „Good Morning Little Schoolgirl” w 1937 roku i który zginął podczas bójki w Chicago w 1948 roku.
---
bez pytań zaakceptowała jego tak brzmiące nazwisko. Utrzymując cały czas w tajemnicy swoje prawdziwe nazwisko Sonny Boy nie wyjawił go nawet swojej żonie, Mattie Gordon podczas ślubu w 1949 roku. Cały czas używał nazwiska Willie „Sonny Boy” Williamson. Swój upór, że to on jest Oryginalny Sonny Boy, Jedyny Sonny Boy popierał faktem, że nazwisko jego ojca brzmiało Williamson. Te fałszywe informacje były cały czas w obiegu a jego żona dowiedziała się o całej prawdzie dopiero z jego aktu zgonu.
Aleck „Rice” Miller swoje przezwisko RICE utrzymał, jak mówi jego siostra Julia „Shug” Barner, dlatego, że lubił bardzo ryż. Natomiast jego możliwa datą urodzenia jest rok 1894, 1897, 1899 lub 1901 - on sam podawał 5 grudnia 1897 jako datę jego urodzin zresztą tak też twierdził w swoim późniejszym nagraniu. Był dwudziestym pierwszym dzieckiem Millie Ford i Jima Millera z Glendory w okręgu Tallahatchie w stanie Mississippi. Dorastał w Tutwiler w tym samym okręgu i stanie, gdzie jego zielonoświątkowa rodzina cieszyła się powodzeniem. Bardzo wcześnie (rzekomo w wieku sześciu lat) przyjął przezwisko (pierwsze z wielu) „Reverend Blue”. Podróżował po Delcie grając kościelną muzykę w gmachach sądu, szkołach, na rogach ulic, podczas pikników i przyjęć urządzanych na powietrzu – gdziekolwiek mógł grać przyciągał tłumy i zbierał brawa..
-----
prawdopodobnie w 1930 lub 1938 roku (powołując się na tekst „Fattenin’ Frogs For Snake” doszło do jakiejś pomyłki, która miała złowieszczy wpływ na jego życie.
Możliwe są cztery wyjaśnienia tych „pomyłek”:
1) któregoś razu wykradł muła sąsiadowi i pomalował go na biało, a kiedy deszcz zmył farbę został aresztowany i wysłany do Parchman Farm w Stanowym Zakładzie Karnym w Mississippi, z którego pozwolono mu uciec. Historię tę Julia Barner opowiedziała Lilian McMurry wówczas jak podała jej prawdziwe nazwisko Sonny’ego Boy’a,
2) gwałtowna sprzeczka z ojcem jest opisana w „Blues Who’s Who”,
3) Sonny Boy opowiadał swoim przyjaciołom, że w 1936 roku w przypływie złości powiesił muła „białego człowieka”,
4) bardzo możliwe jest również, że Sonny Boy Williamson , który przecież grywał wraz z Robertem Johnsonem mógł być zabrany przez niego na któreś ze słynnych „crossroads”, gdzie mógł doświadczyć tego, samego, co doświadczył sam Robert Johnson.- czyli sprzedać duszę diabłu.
Kilka lub wszystkie z tych wyjaśnień wydają się wielce prawdopodobne. Jim O’Neal, założyciel magazynu LIVING BLUES, napisał kiedyś, że „historia bluesa zebrana na podstawie słownych przekazów nie zawsze jest zbieżna ze stanem faktycznym”. To bardzo dogłębne spojrzenie cały czas przyświecało mojej pracy związanej z tą książką.
Widzisz, nadmiernie uproszczając sytuację, ryzykując moją polityczną niepoprawność, muszę stwierdzić, że „biali” przyjmują, że „czarni’ niewolnicy, którzy nie mówili ich językiem lub nie rozumieli angielskiego nie byli w stanie posiadać swojej kultury. Przeciwnie, prawdą jest, że czarni Afrykanie mają bardzo bogatą kulturę. W rzeczywistości, Afrykanie mieli muzykę i literaturę, kiedy Europejczycy jeszcze żyli w jaskiniach. „Biali” posiadający niewolników zaprzeczali, że czasami ich niewolnicy byli w stanie posiadać wyrafinowaną kulturę, chociaż i tak ją tępili. Historia daje nam wiele przykładów na to oraz na to, że zabraniali oni używania bębnów w obawie, aby czarni nie komunikowali się pomiędzy sobą w celu jakiegoś buntu.
Taka była egzystencja tej bardzo bogatej kultury a jej utajnienie kreowało potrzebę komunikowania się wśród czarnych. Blues i to, co później biali nazwali „gospel bluesem”, był nośnikiem dla zakodowanych komunikatów pomiędzy czarnymi. Większość białych nigdy nie odczytało tych zapisanych w bluesie informacji. Czarny robotnik śpiewał do jego muła to, co chciał powiedzieć swojemu panu. Inaczej mówiąc, bogactwo tej stłamszonej afrykańskiej kultury jest jak ostateczny sprawdzian wytrzymałości, który dał bluesowi jego wielkość. Biali często zakładali, że w kulturze czarnych nie ma żadnej konsekwencji, nie wsłuchiwali się w słowa bluesów, natomiast czarni wykorzystali to niedopatrzenie białych jako okazję do metaforycznego mówienia do nich o swoich problemach, pamiętając przy tym, aby nie patrzeć im prosto w oczy. Często, niezadowoleni robotnicy rolni mogli wyklinać swego muła w pieśni zamiast mówić to bezpośrednio do swojego pracodawcy.
Sonny Boy mógł śpiewać do nieuczciwych, ale i naiwnych promotorów, ażeby on nie był „fattening any more frogs for snake”.
Dwa wzruszające przykłady kulturowych barier były przedstawione przez Lillian McMurry z Trumpet Records.:
1- Skuteczność dążeń Sonny’ego Boya dla jego prywatności jest podkreślona przez fakt, że jego prawdziwe nazwisko było trzymane w tajemnicy przed jego szefową, tj. Lilian McMurry aż przez 15 lat po jego śmierci, i wyszło na jaw dopiero, gdy ona poprosiła jego siostry o pomoc w ustaleniu treści napisu na tablicy nagrobkowej.
2- Fakt, że dzisiaj ona sama do siebie śmieje się z tego, nie zmienia faktu, że to jej miłosnych relacji z dwoma siostrami, z którymi była zbyt blisko podczas „czterodniowego wylegiwania” dotyczyła opowieść, jaką Sonny Boy zawarł w bluesie „Too Close Together”. Było to w rzeczywistości „fore–day creep” lub zwyczajowa wczesno ranna wizyta (zazwyczaj do małżeńskiego łoża kochanków). To jest całe znaczenie inne niż „a long slow journey”.
Nawet Mrs. McMurry - przebiegła, doświadczona i pełna szacunku dla nagrywających czarnych muzyków przeoczyła wartości tych subtelnych treści zawartych w bluesach. Ona dobrze wiedziała, że te subtelne żywe treści zawarte w nagraniu mogły powodować, że to nagranie było faktycznie udane. Staraj się zrozumieć te zakodowane informacje w bluesie a zrozumiesz zapewne kulturę południa.

pozdrawiam SONNYBOY
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: blues64 » lutego 1, 2008, 12:03 pm

daj coś konkretnego
blues64
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 31
Rejestracja: grudnia 18, 2007, 4:15 pm

Postautor: P.Szymański » lutego 6, 2008, 1:06 pm

W książce W. Donoghue jest fragment wywiadu przeprowadzonego SBW II przez Simona Napier dla Blues Unlimited (1963r.)
Sonny Boy opowiadając o śmierci R.Johnsona mówi"Tak, masz rację. Widzisz, on robił nagrania dla Vocalion, chociaż nigdy nie był zbyt dobry".

W tym kontekście chciałbym się dowiedzieć, kto w takim razie był inspiracją fdla SBWII, kogo ze współczesnych sobie muzykantów bluesa cenił najbardziej? Przecież jego muzyka miała jakieś źródła.
Kto wg SBW I "był dobry"?

Ciekawy jestem, dlaczego SBW II tak się wyraził? Animozje osobiste, rzeczywista ocena umiejętności i klasy R.Johnsona, zazdrość, czy po prostu tak mu się powiedziało?
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: sonnyboy » lutego 7, 2008, 12:27 pm

Warto przypomnieć nieco historii o Robercie Johnsonie. Szczególnie tej opowiadanej przez Williamsona, bo przecież do jego opini mam się odnieść.
Kilka cytatów z książki W.Donoghue
""Robert był początkowo niezbyt dobrym gitarzystą. Najpierw był znany z gry na harmonijce, aż do momentu, gdy „zaginął” na jakiś czas. Po swoim powrocie stał się od razu wyśmienitym gitarzystą i śpiewakiem (wykonywał głównie repertuar Sonny’ego House’a).""
Dlaczego SBW tak powiedział? kto to wie. -może faktycznie grał lepiej od Johnsona, miał większe uznanie a może był po prostu zazdrosny.

Co do inspiracji SBW, to najlepiej sięgnąć do wywiadu George'a Adinsa - Ma recontre avec Sonny Boy Williamson z 1959 roku ( NIESTETY ALE WERSJA ANGIELSKA CHYBA NIE ISTNIEJE), w którym SBW wprost odpowiada na to pytanie, podając Blind Lemona Jeffersona jako swojego mentora,

pozdrawiam
Maciej
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: P.Szymański » lutego 7, 2008, 4:26 pm

sonnyboy pisze:Warto przypomnieć nieco historii o Robercie Johnsonie. Szczególnie tej opowiadanej przez Williamsona, bo przecież do jego opini mam się odnieść.
Kilka cytatów z książki W.Donoghue
""Robert był początkowo niezbyt dobrym gitarzystą. Najpierw był znany z gry na harmonijce, aż do momentu, gdy „zaginął” na jakiś czas. Po swoim powrocie stał się od razu wyśmienitym gitarzystą i śpiewakiem (wykonywał głównie repertuar Sonny’ego House’a).""
Dlaczego SBW tak powiedział? kto to wie. -może faktycznie grał lepiej od Johnsona, miał większe uznanie a może był po prostu zazdrosny.

Co do inspiracji SBW, to najlepiej sięgnąć do wywiadu George'a Adinsa - Ma recontre avec Sonny Boy Williamson z 1959 roku ( NIESTETY ALE WERSJA ANGIELSKA CHYBA NIE ISTNIEJE), w którym SBW wprost odpowiada na to pytanie, podając Blind Lemona Jeffersona jako swojego mentora,

pozdrawiam
Maciej


To ciekawe. Czy SBW II wspomniał coś o spotkaniu z Lemonem?
Ciekawe jest także to, że wszyscy tak gloryfikują postać i muzykę R.Johnsona, a Lemon Jefferson popada w zapomnienie.
Niezbyt pochlebne zdanie SBW na temat sztuki Johnsona daje do myślenia. Czy to nie jest tak, że muzyka Johnsona łatwiej dała się uprościć do postaci bluesa z Chicago i do rockowizny Claptona i Stonsów?
Czy R.Johnson rzeczywiście był takim geniuszem i istniał w świadomości ówczesnych czarnych odbiorców? Czy jego dzisiejsza popularność (filmy, książki) to tylko ciąg dalszy kreowania legendy R.Johnsona?
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: lauderdale » lutego 7, 2008, 4:43 pm

Niejaki Chris Smith pisze, wspomina w swoim artykule poswieconym Sonemu o kilku jego zachowanych nagraniach, gdzie posługuje sie gitara; np: 'Steady Rolling Man' czy 'Mister Downchild' . Jego styl bardzo przypomina styl Johnsona. Były tez sugestie dotyczace zabiegania o wzgledy tej samej kobiety. I byc moze to jest prawdziwe zrodlo lekcewazacego traktowania tworczosci Johnsona przez Sonnyego.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: Kuba Chmiel » lutego 7, 2008, 5:51 pm

Co prawda omawiany przez Państwa temat jest dla mnie mocno enigmatyczny, ale Paweł Szymański poruszył kwestię, która wydaję mi się być dla każdego odbiorcy muzycznego interesująca. Dotyczy ona bowiem aspektów kształtowania wizerunku. Nie da się patrzeć na postać Robert Johnsona inaczej niż przez pryzmat całej tej metafizycznej otoczki, która wokół niego się unosiła. Co inaczej przecież zwiększa popularność niż tajemnicze kontakty z siłami piekielnymi, niewytłumaczalny wzrost formy w krótkim czasie lub nie do końca wyjaśnione kulisy śmierci? Dodając do tego spopularyzowanie samej muzyki przez gwiazdy, takie jak Clapton, można śmiało uzyskać recepturę na muzyczną legendę. W takim wypadkach kwestie talentu bądź jego braku są mocno marginalne.
Ostatnio zmieniony lutego 7, 2008, 9:45 pm przez Kuba Chmiel, łącznie zmieniany 1 raz
Awatar użytkownika
Kuba Chmiel
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 4230
Rejestracja: września 18, 2005, 11:20 am
Lokalizacja: Katowice

Postautor: P.Szymański » lutego 7, 2008, 9:19 pm

Tak, temat jest mocno enigmatyczny, ale przecież książka "Don't..." to zbiór domysłów i pytań. Więc pozwoliłem sobie podrążyć.
Chcę jeszcze powiedzieć, że doceniam i nawet lubię muzykę R.Johnsona. Przecież ulegając jego magicznej otoczce tej legendy napisałem o nim piosenkę.

Tak, przyczyna podana przez Lauderdale'a wydaje się prawdopodobna.
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: Kuba Chmiel » lutego 7, 2008, 9:55 pm

Mówiąc enigmatyczny chodziło mi o moją bardzo pobieżną znajomość tematu. Dlatego też usprawiedliwiam swoją, raczej nic nie wnoszącą, wypowiedź, która miała jedynie oddać zapatrywanie się w twórczość danego wykonawcy przez osobę, która pierwej poznała jego historię (i, która wydaje się być przy pierwszym kontakcie bardziej interesująca, bo wszakże mówimy tu o bluesie akustycznym, który przecież nie zawsze "trafia" od razu) a dopiero muzykę.
Oczywiście, dodam tylko dla jasności, nie ukrywam swoich fascynacji względem tych "czarnych" dźwięków, ale przecież trzeba mieć w świadomości to, że do tej muzyki musi się w odpowiednim momencie dojrzeć, bo w dzisiejszych czasach trudno być z nią obytym od urodzenia. A czasem taka historia przyciąga potencjalnych słuchaczy.
Ostatnio zmieniony lutego 8, 2008, 9:10 am przez Kuba Chmiel, łącznie zmieniany 1 raz
Awatar użytkownika
Kuba Chmiel
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 4230
Rejestracja: września 18, 2005, 11:20 am
Lokalizacja: Katowice

Postautor: P.Szymański » lutego 8, 2008, 7:56 am

Ależ to oczywiste, że legenda wyprzedza nudne fakty i trudne w odbiorze dźwięki.
Tak, masz rację. Takie legendy przyciągają słuchaczy. Wędrowcy, bandyci, ogólnie tzw. "ciekawi ludzie" bardziej intrygują, niż nudni grzeczni mieszczanie, czy rolnicy. A już najlepiej młodo umrzeć. Wtedy ludzie zaczną słuchać ich muzyki.

Autor "Don't Start..." drąży temat uwięzienia Sonny Boya i sugeruje, że te wszystkie jego opowieści z mchu i paproci były celową próbą ukrycia prawdziwej tożsamości zbiega.
Dziwny to był świat, w którym gwiazda (trochę lokalnego, bo rasowego) szołbizu ukrywała się przed wymiarem "sprawiedliwości" i jednocześnie robiła karierę.
Troszkę podobny wątek jest w "Brother, Wher Art Thou".
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: P.Szymański » lutego 8, 2008, 10:21 am

I jeszcze fakt śpiewania przez Sonny Boya piosenek Johnsona. Jak tak lekceważąco się o nim wypowiadał, to po co śpiewał jego piosenki?
Czy napewno Mr.Downchild to numer Johnsona? Słyszałem to w wykonaniu Lockwooda i Sonny Boya (późny Chess). Trzeba porównać teksty. Szkoda, że nie ma nagrania Johnsona.
Czy jest nagranie Mr. Downchild w wykoniu Shinesa?
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Postautor: lauderdale » lutego 8, 2008, 10:42 am

P.Szymański pisze:I jeszcze fakt śpiewania przez Sonny Boya piosenek Johnsona. Jak tak lekceważąco się o nim wypowiadał, to po co śpiewał jego piosenki?
Czy napewno Mr.Downchild to numer Johnsona? Słyszałem to w wykonaniu Lockwooda i Sonny Boya (późny Chess). Trzeba porównać teksty. Szkoda, że nie ma nagrania Johnsona.
Czy jest nagranie Mr. Downchild w wykoniu Shinesa?


We wspomnianym wyzej artykule jest napisane, ze gra w stylu Johnsona na gitarze , a nie ze gra jego utwory. Jednak w opisie plyty Lockwooda Jr "Delta Crossroads" wystepuje sformułowanie ;"Mr. Downchild," a tune Lockwood attributes to Johnson. Czyli , ze Lockwood przypisuje mu autorstwo tej piesni. Jak bylo naprawde... niestety notoryczne mijanie sie z prawda czarnych braci jest tak samo legendarne jak ich atrybuty urody.
Lauder Dale

...zeby grac, trzeba grac ...
Ceterum censeo Carthaginem esse delendam.

STOLEN BLUES
lauderdale
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 3392
Rejestracja: października 26, 2006, 8:55 am
Lokalizacja: Z drogi do Polski :)

Postautor: sonnyboy » lutego 8, 2008, 12:49 pm

brawo Lauder Dale
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: P.Szymański » lutego 8, 2008, 3:29 pm

lauderdale pisze:
P.Szymański pisze:I jeszcze fakt śpiewania przez Sonny Boya piosenek Johnsona. Jak tak lekceważąco się o nim wypowiadał, to po co śpiewał jego piosenki?
Czy napewno Mr.Downchild to numer Johnsona? Słyszałem to w wykonaniu Lockwooda i Sonny Boya (późny Chess). Trzeba porównać teksty. Szkoda, że nie ma nagrania Johnsona.
Czy jest nagranie Mr. Downchild w wykoniu Shinesa?


We wspomnianym wyzej artykule jest napisane, ze gra w stylu Johnsona na gitarze , a nie ze gra jego utwory. Jednak w opisie plyty Lockwooda Jr "Delta Crossroads" wystepuje sformułowanie ;"Mr. Downchild," a tune Lockwood attributes to Johnson. Czyli , ze Lockwood przypisuje mu autorstwo tej piesni. Jak bylo naprawde... niestety notoryczne mijanie sie z prawda czarnych braci jest tak samo legendarne jak ich atrybuty urody.


Ale przecież przytoczyłeś, że Sonny Boy śpiewa Steady Rollin' Man, a to jest przecież numer Johnsona, a przynajmniej znajduje się wśród jego nagrań.
Paweł Szymański

Nowa płyta "Uroda zdarzeń" - www.pawelszymanski.olw.pl/dyskografia
P.Szymański
blueslover
blueslover
 
Posty: 783
Rejestracja: stycznia 18, 2005, 1:14 pm

Następna

nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Książki, Publikacje, Czasopisma

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 111 gości