LED ZEPPELIN STORY -SCHODAMI DO NIEBA....

Nasza forumowa biblioteka

Moderator: mods

Postautor: Zdzisław Pająk » lutego 27, 2008, 3:05 pm

Myślę, ze każdy kto tu wyraził swoją opinię na temat książki Witka ma trochę racji. Jak ktoś kiedyś powiedział "diabeł tkwi w szczegółach" i jeśli szuka się tych szczegółów, łatwo się je znajdzie. Tylko czy właśnie to jest najważniejsze, żeby szukać błędów, pojedynczych fraz, myśli, opinii? Czy na ocenę książki nie powinny wpływać również, albo przede wszystkim, inne kryteria - jak umiejętność łączenia faktów w atrakcyjny sposób, emocje, które towarzyszą bohaterom (opisane tak, że się je niemal odczuwa), intrygujący język i styl (który owszem może niektórych tu i ówdzie irytować) wreszcie ciekawa konstrukcja, dzięki której autor realizuje swój pomysł - w tym przypadku opisuje historię niebanalnego i legendarnego już wykonawcy. A to wszystko biorąc pod uwagę - uważam, że książka Witka jest bardzo dobra do czytania, wciąga niemal jak powieści takich twórców "czytadeł" jak np. D.Brown (oczywiście biorąc pod uwagę proporcje). Jest zatem powieścią! No i jeszcze jedno - książka Witka, zapewne zachęci do sięgnięcia po muzykę Zeppelinów - a to moim zdaniem jest najważniejsze. Pozdrawiam
Obrazek
Awatar użytkownika
Zdzisław Pająk
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 2543
Rejestracja: stycznia 27, 2005, 6:06 pm
Lokalizacja: Bydgoszcz

Postautor: bluesman1 » lutego 28, 2008, 3:50 pm

Potwierdza to tylko moj osobisty poglad na to ze rock 'n' roll to rodzaj sztuki nieuchwytnej, bazujacej na emocjach i nie majacej za wiele wspolnego z jej akademickim pojmowaniem wiec i pisanie o nim wydaje mi sie na dluzsza mete pozbawione jakiegos glebszego sensu.
Awatar użytkownika
bluesman1
blueslover
blueslover
 
Posty: 632
Rejestracja: września 17, 2007, 6:30 pm

Postautor: e m d ż i » maja 28, 2008, 2:34 pm

Jestem na 80. stronie...
Choć czyta się nieziemsko, nie wiem kiedy dobiję do końca. Nie potrafię przeczytać "jednym tchem". Opisy powstawania każdego z utworów nadają im "innego" smaku, innego wymiaru...
Odkładam książkę i zasłuchuję się w dobiegające dźwięki wyłapując każdy szczegół, o którym czytałam (lub próbując wyłapać)... I słucham.. i słucham... i słucham...
Nie potrafię inaczej... i nawet nie interesuje mnie czy to dobrze czy źle.

"Niczym starożytne plemiona Hunów i Wandalów, wynurzyli się z niebytu i stanęli u wrót imperium A ono padło pod ich naporem, ale o tym w następnym rozdziale." :twisted:
Awatar użytkownika
e m d ż i
Iskierka Przyjaźni
Iskierka Przyjaźni
 
Posty: 9844
Rejestracja: stycznia 13, 2006, 11:24 am

Postautor: jagode » maja 28, 2008, 6:45 pm

brawo! jesteś wrażliową osobą... i wiesz co piękne.
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: Zdzisław Pająk » maja 28, 2008, 7:11 pm

stern pisze:jedyne co mnie w niej razi to przedmowa wydawcy i to nawiazanie do UPRu po jakiego kija to zrobiono?


No cóż, przy takim temacie jest wielu co chcą kasztany wyciągnąć...

Co do wcześniejszych uwag - każdy kto pisze biografie, może popełnić błędy, bo w materaiłach źródłowych sporo jest przeinaczonych informacji (jedni od drugich je powielają), są też domysły i przypuszczenia, nie zawsze trafione, ale też bohaterowie z którymi się rozmaiwa, aby ustalić fakty, różnie o nich opowiadają - poznałem to gdy parę razy rozmawiałem z Burdonem o kilku tematach i niestety, albo zmieniał wersje, albo nie pamiętał, albo konfabulował. Porównywanie wersji w kilku źdródłach to także zajęcie strasznie pracochłonne i czasem wątpliwe (ile wersji daty urodzin Chucka Berry'ego można znaleźć w encyklopediach rockowych, jak mi nie wierzycie, poszukajcie). Miałem sporo problemów przy pisaniu biografii Burdona (na tle historii rock'n'rolla) i i tak popełniłem trochę błędów, mam teraz przy pracy nad Claptonem (i też pewnie błędy się znajdą, zwłaszcza w kalendarium - ile jest wersji różnych wydarzeń, czasem np. pod tą samą datą istnieją w różnych źródłach wpisy koncertó w różnych miejscach, odległych o wiele mil).
Tak czy inaczej warto czytać biografie, może nawet warto je pisać, bo wiedzieć o muzyce - kto dlaczego jak i co - też warto. A jęsli ktoś taki jak Witek fabularyzuje fakty, robi z biografii powieśc (z romansem w tle), mnie to nie przeszkadza - czyta się świetnie. A telanet do pisania ma, tego się nie da podważyć.
Pozdrawiam :D
Obrazek
Awatar użytkownika
Zdzisław Pająk
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 2543
Rejestracja: stycznia 27, 2005, 6:06 pm
Lokalizacja: Bydgoszcz

Postautor: przemak2 » maja 28, 2008, 8:27 pm

Znam Witasa od... hmmm... gramy razem z przerwami od dwudziestu osmiu lat - a tu prosze - ksiazke napisal ;-)
Chyba bedzie trzeba przeczytac, chociaz Cepelajow niezbyt lubie ;-)
Awatar użytkownika
przemak2
blueslover
blueslover
 
Posty: 656
Rejestracja: lutego 16, 2007, 8:15 pm
Lokalizacja: Poznan

Postautor: jagode » maja 28, 2008, 10:07 pm

Jak mozna grać i nie lubić LZ....aaaa znaczy mozna ...teraz rozumiem....mozna grac beznadziejnie :o no ,koszmar z doliny wiązów :lol:
ludzie tego typu powinni dac sobie spokój z muzyka....znaczy jej uprawianiem...nic juz nie wniosą....a pewnie rzępolą i nudzą konia :D
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: 74yaro » maja 28, 2008, 10:12 pm

jagode pisze:Jak mozna grać i nie lubić LZ....aaaa znaczy mozna ...teraz rozumiem....mozna grac beznadziejnie :o no ,koszmar z doliny wiązów :lol:
ludzie tego typu powinni dac sobie spokój z muzyka....znaczy jej uprawianiem...nic juz nie wniosą....a pewnie rzępolą i nudzą konia :D


:?: :lol:
Awatar użytkownika
74yaro
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 6386
Rejestracja: stycznia 10, 2008, 10:06 pm
Lokalizacja: Lublin

Postautor: przemak2 » maja 28, 2008, 10:13 pm

jagode pisze:Jak mozna grać i nie lubić LZ....aaaa znaczy mozna ...teraz rozumiem....mozna grac beznadziejnie :o no ,koszmar z doliny wiązów :lol:
ludzie tego typu powinni dac sobie spokój z muzyka....znaczy jej uprawianiem...nic juz nie wniosą....a pewnie rzępolą i nudzą konia :D


Dziekuje za wnikliwa ocene mojej (chyba) tworczosci.
Witas lubi LZ, ja srednio, raczej niezbyt, zawsze wolalem np. Black Sabbath. Nie przeszkadza nam to byc chyba przyjaciolmi.
Nie wszyscy musza to rozumiec. Ja rowniez moge nie rozumiec zartu...
Awatar użytkownika
przemak2
blueslover
blueslover
 
Posty: 656
Rejestracja: lutego 16, 2007, 8:15 pm
Lokalizacja: Poznan

Postautor: jagode » maja 28, 2008, 10:46 pm

Aaaaa przepraszam...zwracam honor...Black Sabbath uwielbiam...jest to dla mnie capella nr 3 na liście wszechczsów....
1.wzmiankowany Led Zepp
2.Głęboka Purpura
3.Black sabbath
4.Zespół Pinka Floyda
przepraszam...nie wiem co mnie napadło....ale jak mozna nie lubić LZ ....to chyba największy zespół w historii muzy....ale de gusitbus non est disputantum...jeszcze raz przepraszam za niefortunną wypowiedż....bywa tak kiedy przecholuję z 15 letnią malt whisky.... :oops: życzę sukcesów i powodzenia....jest mi głupio...teraz :roll:
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: przemak2 » maja 28, 2008, 10:52 pm

LZ to z lat mlodosci mi sie najbardziej kojarzy z Kaszmirem - i nie podoba mi sie. Moze to te wspomnienia... Rzeczywiscie wole Highway Star ;-)
Rowniez "I should quit you..." (chyba to i chyba LZ, moge sie mylic) i w ogole "wolne bluesy molowe" to IMO calkowite przeciwienstwo tego, czym blues jest. Black Sabbath przynajmniej nie udawali ;-)
Awatar użytkownika
przemak2
blueslover
blueslover
 
Posty: 656
Rejestracja: lutego 16, 2007, 8:15 pm
Lokalizacja: Poznan

Postautor: jagode » maja 28, 2008, 11:04 pm

Kaszmir to był już....póżniej....a przed tem było 5 fenomenalnych płyt...a blusy w wykonaniu LZ - Since J've been loving you czy Baby I'm Gonna Leave You albo Tea For One ....to pure blues....extraklasa swiatowa....nawet John Lee Hooker nie zagrałby tak blusa ....to kwitesencja bluesa te 3 kawałki powaliły Amerykę na kolana....nikt nigdy potem tak nie zagrał bluesa....można to porównać do dzieł Szekspira jeżeli chodzi o literaturę....przy Tea for One ....upierałbym się przy Dostojewskim....klasyka . :lol:
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: przemak2 » maja 28, 2008, 11:11 pm

jagode pisze:Kaszmir to był już....póżniej....a przed tem było 5 fenomenalnych płyt...a blusy w wykonaniu LZ - Since J've been loving you czy Baby I'm Gonna Leave You albo Tea For One ....to pure blues....extraklasa swiatowa....nawet John Lee Hooker nie zagrałby tak blusa ....to kwitesencja bluesa te 3 kawałki powaliły Amerykę na kolana....nikt nigdy potem tak nie zagrał bluesa....można to porównać do dzieł Szekspira jeżeli chodzi o literaturę....przy Tea for One ....upierałbym się przy Dostojewskim....klasyka . :lol:


No tak... Moim zdaniem to nie jest blues, ale kazdy oczywiscie ma prawo do swojego zdania. JLH na pewno tak by bluesa nie zagral, bo tak sobie mysle, ze molowych bluesow to ON chyba nie grywal (nie licze z Santana i pozniej). Jedyny prawdziwy molowy blues to Help me, reszta to rock. No dobra, jeszcze BB King, przez szacunek ;-)
Oczywiscie to moje zdanie, nie ma obowiazku sie z tym zgadzac, ale nazywanie LZ kwintesencja bluesa i to jeszcze w opozycji do Hookera to jednak lekka przesada.
Awatar użytkownika
przemak2
blueslover
blueslover
 
Posty: 656
Rejestracja: lutego 16, 2007, 8:15 pm
Lokalizacja: Poznan

Postautor: jagode » maja 28, 2008, 11:24 pm

Nie no....LZ zagrał kilka fantastycznych bluesów...a Help Me...to fenomenalny blues TYA i Alvina Lee,,,,genialny kawałek ...podobno JLH słysząc to płakał....a BB.King poważnie rozważał czy dać sobie passa z graniem... :D
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: jagode » maja 28, 2008, 11:28 pm

Ten Years After - Recorded Live...jedna z najwspanialszych płyt koncertowych w historii muzyki....Frankfurt, Sttutgart.......Rotterdam...i ja tam byłem i miód piłem.. :P
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: przemak2 » maja 29, 2008, 8:51 am

jagode pisze:a Help Me...to fenomenalny blues TYA i Alvina Lee,,,,genialny kawałek ...podobno JLH słysząc to płakał....a BB.King poważnie rozważał czy dać sobie passa z graniem... :D


Eeeee.... Ten Years After?
To jednak troche myszkowania po youtube by nie zaszkodzilo ;-)
Awatar użytkownika
przemak2
blueslover
blueslover
 
Posty: 656
Rejestracja: lutego 16, 2007, 8:15 pm
Lokalizacja: Poznan

Postautor: jagode » czerwca 5, 2008, 8:33 pm

Dostałem w końcu tę ksiązkę....po wcześniejszych recenzjach byłem napalony jak szczerbaty na suchary...ale po pierwszym rozdziale jestem zdegustowany....autor opowiada swoimi słowami wcześniej znane historie z innych ksiazek o LZ. Widac ,ze jest wielkim fanem tej grupy (like me) ale nie ma tu nic nowego...opis jest miejscami prostacki...te wieczne porównania do rusko-niemieckich bomb, mozdierzy ...batalistyki...i naduzywanie przymiotników grupa wszechczasów,bogowie, itp w pewnym momencie staja sie przelukrowane....moze byc tak ,ze autor jest wybitnym muzykiem...a ksiazka próbuje oddać prywatny hołd ukochanej grupie...ale to sa powielenia wczesniejszych autorów biografii zespołu z dodatkiem uwielbienia...miejscami nieznosne a próby śmiesznych filipik żałosne. Nie wiem czy dojadę do końca. Sama przedmowa M.Gaszyńskiego ma klasę ...dyskretnie wspomina w ostatnim zdaniu o autorze....ale styl pisania to niebo a ziemia....
Czytając np. Z.Pająka o Claptonie ...to kawał świetnej ,pysznie podanej literatury...czyta się wspaniale...autor ma styl klasę ,elokwencję....klimat....a tu prywatny hołd oparty na ogólnie znanych faktach z życia....jestem kolosalnie (słowo mogło wziaść się od grupy Iana Hisemana...też wybitny pałkarz) rozczarowany....dla mnie porażka. Ale to tylko moje zdanie. :roll:
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: sonnyboy » czerwca 14, 2008, 8:51 pm

Ja juz mam Zeppelin Story i jest bardzo OK,
to nieporozumienie łapać kogoś za słowa, przecież odbiór muzyki zalezy od chwili, dobrej albo złej, sam pamiętam jak w latach osiemdziesiątych (ile to juz lat po oficjalnym wydaniu) słuchałem w samotności Child In Time w akademickim pokoju i poniosło mnie. I oto chodzi, zauważmy pozytywne wibracje.
Brawo i jeszce raz brawo. Led Zeppelin to numer jeden w bluesowym hard rocku.

Zappa
Awatar użytkownika
sonnyboy
bluesman
bluesman
 
Posty: 285
Rejestracja: października 17, 2006, 6:33 pm
Lokalizacja: Garwolin

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » czerwca 15, 2008, 12:33 am

jagode pisze:Dostałem w końcu tę ksiązkę....po wcześniejszych recenzjach byłem napalony jak szczerbaty na suchary...ale po pierwszym rozdziale jestem zdegustowany....autor opowiada swoimi słowami wcześniej znane historie z innych ksiazek o LZ. Widac ,ze jest wielkim fanem tej grupy (like me) ale nie ma tu nic nowego...opis jest miejscami prostacki...te wieczne porównania do rusko-niemieckich bomb, mozdierzy ...batalistyki...i naduzywanie przymiotników grupa wszechczasów,bogowie, itp w pewnym momencie staja sie przelukrowane....moze byc tak ,ze autor jest wybitnym muzykiem...a ksiazka próbuje oddać prywatny hołd ukochanej grupie...ale to sa powielenia wczesniejszych autorów biografii zespołu z dodatkiem uwielbienia...miejscami nieznosne a próby śmiesznych filipik żałosne. Nie wiem czy dojadę do końca. Sama przedmowa M.Gaszyńskiego ma klasę ...dyskretnie wspomina w ostatnim zdaniu o autorze....ale styl pisania to niebo a ziemia....
Czytając np. Z.Pająka o Claptonie ...to kawał świetnej ,pysznie podanej literatury...czyta się wspaniale...autor ma styl klasę ,elokwencję....klimat....a tu prywatny hołd oparty na ogólnie znanych faktach z życia....jestem kolosalnie (słowo mogło wziaść się od grupy Iana Hisemana...też wybitny pałkarz) rozczarowany....dla mnie porażka. Ale to tylko moje zdanie. :roll:

....................................................................................
JON HISEMAN...JON / OD JOHNA / a nie IAN!!!!
Własnie przedmowy do tej ksiązki są żenujące. Najbardziej Gaszyńskiego. Bełkot o niczym!!!! Led Zeppelin..mój Led Zeppelin to kompletnie nie jego klimaty. Pojęcia nie ma o temacie. Nazwisko nie czyni mistrza. Pusty śmiech mnie ogarniał gdy czytałem te wypociny pisanie pewnie na kolanie.
............................................................................................
Tu i tam troche pisałem i właśnie pisze...
Spróbuj poskladac w całośc / w kupę / historie jednego zespołu nie korzystając z poprzedników. Więcej i lepiej widzi sie stojąc na barkach olbrzymów. Uzyłem tych słów Warrena Haynesa w historii Gov't Mule. Kontekst w tym miejscu dowolny. Witek zrobił rewelacyjną robotę. I mimo że wydaje mi sie że o LED ZEPPELIN wiem wszystko , czytałem to z zapartym tchem. Jest pare wpadek merytorycznych / vide historie powstania paru utworów , i pare dat - przy okazji - spróbuj je odnależć/ ale to nie ma większego wpływu na płynnosc pisania i formowania mysli. Mam jedno ale ...za duzo tej historii z Ann. Reszta napisana znakomicie ; swietnie przyprawiona humorem; i cóz z tego ze to tylko kolejna ksiązka o Led Zeppelin...
To pierwsza polska ksiązka o Led Zeppelin!!!!
...........................................................................................
napisz choć krótkie wypracowanie na ich temat :wink:
z tym "kolosalnie" od Colosseum tez nie trafiłeś ; choć myślę ze bardzo sie starałeś :D
..............................................................................
Zdzisio Pająk ma po prostu dar pisania. Mówilem mu o tym...!!!! Służył mi radą w moich męczarniach nad Allman Bros. i Gov't Mule. Napisz jedno madre zdanie wywołujące szczery śmiech u czytającego. Trzeba miec TO COŚ dane od Stwórcy; że o emocjach nie wspomne. Masz pełne prawo do oceny takiej a nie innej ale nie próbuj przy okazji sam błyszczeć....Rdza nie błyszczy... :wink: :wink:
no... może troche mnie zezłościleś...ale juz mi przeszło ; żenujące natomiast jest stwierdzenie cyt...." autor opowiada wlasnymi słowami.." noo jak dla mnie póliceeer!
Ostatnio zmieniony czerwca 15, 2008, 12:48 am przez Pawel Freebird Michaliszy, łącznie zmieniany 2 razy
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » czerwca 15, 2008, 12:37 am

Zdzisław Pająk pisze:Myślę, ze każdy kto tu wyraził swoją opinię na temat książki Witka ma trochę racji. Jak ktoś kiedyś powiedział "diabeł tkwi w szczegółach" i jeśli szuka się tych szczegółów, łatwo się je znajdzie. Tylko czy właśnie to jest najważniejsze, żeby szukać błędów, pojedynczych fraz, myśli, opinii? Czy na ocenę książki nie powinny wpływać również, albo przede wszystkim, inne kryteria - jak umiejętność łączenia faktów w atrakcyjny sposób, emocje, które towarzyszą bohaterom (opisane tak, że się je niemal odczuwa), intrygujący język i styl (który owszem może niektórych tu i ówdzie irytować) wreszcie ciekawa konstrukcja, dzięki której autor realizuje swój pomysł - w tym przypadku opisuje historię niebanalnego i legendarnego już wykonawcy. A to wszystko biorąc pod uwagę - uważam, że książka Witka jest bardzo dobra do czytania, wciąga niemal jak powieści takich twórców "czytadeł" jak np. D.Brown (oczywiście biorąc pod uwagę proporcje). Jest zatem powieścią! No i jeszcze jedno - książka Witka, zapewne zachęci do sięgnięcia po muzykę Zeppelinów - a to moim zdaniem jest najważniejsze. Pozdrawiam

......................................
Dokładnie tak jest Zdziśku :D :D :D
Pozdr serdecznie
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » czerwca 15, 2008, 12:40 am

Zdzisław Pająk napisał:

No cóż, przy takim temacie jest wielu co chcą kasztany wyciągnąć...

Co do wcześniejszych uwag - każdy kto pisze biografie, może popełnić błędy, bo w materaiłach źródłowych sporo jest przeinaczonych informacji (jedni od drugich je powielają), są też domysły i przypuszczenia, nie zawsze trafione, ale też bohaterowie z którymi się rozmaiwa, aby ustalić fakty, różnie o nich opowiadają - poznałem to gdy parę razy rozmawiałem z Burdonem o kilku tematach i niestety, albo zmieniał wersje, albo nie pamiętał, albo konfabulował. Porównywanie wersji w kilku źdródłach to także zajęcie strasznie pracochłonne i czasem wątpliwe (ile wersji daty urodzin Chucka Berry'ego można znaleźć w encyklopediach rockowych, jak mi nie wierzycie, poszukajcie). Miałem sporo problemów przy pisaniu biografii Burdona (na tle historii rock'n'rolla) i i tak popełniłem trochę błędów, mam teraz przy pracy nad Claptonem (i też pewnie błędy się znajdą, zwłaszcza w kalendarium - ile jest wersji różnych wydarzeń, czasem np. pod tą samą datą istnieją w różnych źródłach wpisy koncertó w różnych miejscach, odległych o wiele mil).
Tak czy inaczej warto czytać biografie, może nawet warto je pisać, bo wiedzieć o muzyce - kto dlaczego jak i co - też warto. A jęsli ktoś taki jak Witek fabularyzuje fakty, robi z biografii powieśc (z romansem w tle), mnie to nie przeszkadza - czyta się świetnie. A telanet do pisania ma, tego się nie da podważyć.
Pozdrawiam :D


....................................
Przezywałem dokładnie to samo przy Mule :evil:
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: Matragon » czerwca 15, 2008, 12:28 pm

przemak2 pisze:Rowniez "I should quit you..." (chyba to i chyba LZ, moge sie mylic) i w ogole "wolne bluesy molowe" to IMO calkowite przeciwienstwo tego, czym blues jest.


No jeśli według Ciebie "I Can't Quit You Baby" (bo chyba o to Ci chodzi) jest molowe ... to Ja się poddaję :twisted: (notabene ten kawałek skomponował Willie Dixon)
Follow the Snake - Eat Apples!
Matragon - Facebook Fan Page
Matragon
ZAPPALENiEC
ZAPPALENiEC
 
Posty: 6577
Rejestracja: kwietnia 18, 2007, 12:43 pm

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » czerwca 15, 2008, 1:08 pm

matragon pisze:
przemak2 pisze:Rowniez "I should quit you..." (chyba to i chyba LZ, moge sie mylic) i w ogole "wolne bluesy molowe" to IMO calkowite przeciwienstwo tego, czym blues jest.


No jeśli według Ciebie "I Can't Quit You Baby" (bo chyba o to Ci chodzi) jest molowe ... to Ja się poddaję :twisted: (notabene ten kawałek skomponował Willie Dixon)

........................................
Matragonie
noo...po prostu rece opadają.... :cry:
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » czerwca 15, 2008, 1:22 pm

no..comments :cry:
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: jagode » czerwca 18, 2008, 10:26 am

Kolego Freebird!
Można pisać własnymi słowami :lol: mozna pisać cudzymi słowami :roll:
Na filipiki słowne mnie nie próbuj łapać...bo pleciesz bzdury...
Taki sam tylko inny
Większa połowa
cofać się tyłem
samuraj japoński :roll:
Owszem dam Ci próbkę moich mozliwości...akurat popełniłem taki tekst o Led Zepp...na pewnym forum kiedyś...temat : - Utwory Mojego Życia.
A propo's rdzy....może błyszczeć. wystarczy ją polać np. olejem :shock:
Wzmiankowany tekst poniżej
miłej lektury.
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: jagode » czerwca 18, 2008, 10:29 am

Ilekroć słyszę tę piosenkę wracam pamięcią do czasów liceum. A właściwie do jednego wieczoru. Znałem ją dużo wcześniej była już od dawna żywą legendą samą w sobie. Igły adapterów rysowały ją od Tokio po Montevideo.
Takie utwory powstają raz na sto lat ? A i tytuł miała wielce obiecujący.
Jednak zawsze będzie mi przypominał to pierwsze młodzieńcze uniesienie miłosne. Tego wieczora dostąpiłem inicjacji.
A to była dziewczyna , w której kochali się wszyscy w szkole. Śliczna i...niedostępna. Naprawdę kochała się chyba tylko w tym utworze. Była nim oczarowana i powtarzała ,że kiedy słyszy pierwsze akordy to czuje się zniewolona ...odpływa w marzeniach daleko w nieznane i nie jest sobą.Powiedzieć tak po prostu ,że działał na nią jak narkotyk było by truizmem. Mogło się zdarzyć wszystko.
To były jej urodziny.W jej wielkim domu. Rodzice wyjechali i liczna paczka gości zawładnęła domem w sobotnią noc. Zapanowała...Saturday Night Fever!
Choć Bigosy jeszcze tego nie napisali.
Wszyscy gdzieś się porozchodzili po starej ogromnej willi , parki zakochanych pozajmowały najbardziej ustronne miejsca, nadmiar wina był spolegliwy dla innych...a ja nie wiedzieć czemu zostałem sam w przyciemnionym pokoju gdzie grała muzyka. Siedziałem w fotel, być może popijałem wino... I wtedy ze szpulowego potoczyły się te akordy. Nastrój był wyjątkowy a ten kawałek jak zawsze wspaniały. Przemkneło mi przez głowę: -szkoda że nie ma tu G. i jednocześnie poczułem dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem głowę . Za mną stała Ona. Chciałem powiedzieć cos na kształt: - właśnie leci Twój....ale nie zdązyłem. Jej usta dotykały już moich. Przyszło mi do głowy,że to są te ...."Schody Do Nieba".
Nie pomyliłem się.
Co potem nastąpiło? powiem słowami poety:
"Piersi Twoje- winne kiście
Sutek każdy -winne grono...
Albo jak pisał Lechoń :
"Uda smagłe i długie
Czekały niecierpliwie..."
A weżmy Leśmiana:
"Brzuch jak płaskowyż jasny
W środku mała wonna oaza..."
Tego wieczoru byłem pierwszy raz w niebie.
Dlatego ilekroć rozlegają się dżwięki " Stairway To Heaven" - zawsze myślami steruję w czas tamtej nocy.
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

Postautor: Pawel Freebird Michaliszy » czerwca 18, 2008, 12:22 pm

jagode pisze:Ilekroć słyszę tę piosenkę wracam pamięcią do czasów liceum. A właściwie do jednego wieczoru. Znałem ją dużo wcześniej była już od dawna żywą legendą samą w sobie. Igły adapterów rysowały ją od Tokio po Montevideo.
Takie utwory powstają raz na sto lat ? A i tytuł miała wielce obiecujący.
Jednak zawsze będzie mi przypominał to pierwsze młodzieńcze uniesienie miłosne. Tego wieczora dostąpiłem inicjacji.
A to była dziewczyna , w której kochali się wszyscy w szkole. Śliczna i...niedostępna. Naprawdę kochała się chyba tylko w tym utworze. Była nim oczarowana i powtarzała ,że kiedy słyszy pierwsze akordy to czuje się zniewolona ...odpływa w marzeniach daleko w nieznane i nie jest sobą.Powiedzieć tak po prostu ,że działał na nią jak narkotyk było by truizmem. Mogło się zdarzyć wszystko.
To były jej urodziny.W jej wielkim domu. Rodzice wyjechali i liczna paczka gości zawładnęła domem w sobotnią noc. Zapanowała...Saturday Night Fever!
Choć Bigosy jeszcze tego nie napisali.
Wszyscy gdzieś się porozchodzili po starej ogromnej willi , parki zakochanych pozajmowały najbardziej ustronne miejsca, nadmiar wina był spolegliwy dla innych...a ja nie wiedzieć czemu zostałem sam w przyciemnionym pokoju gdzie grała muzyka. Siedziałem w fotel, być może popijałem wino... I wtedy ze szpulowego potoczyły się te akordy. Nastrój był wyjątkowy a ten kawałek jak zawsze wspaniały. Przemkneło mi przez głowę: -szkoda że nie ma tu G. i jednocześnie poczułem dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłem głowę . Za mną stała Ona. Chciałem powiedzieć cos na kształt: - właśnie leci Twój....ale nie zdązyłem. Jej usta dotykały już moich. Przyszło mi do głowy,że to są te ...."Schody Do Nieba".
Nie pomyliłem się.
Co potem nastąpiło? powiem słowami poety:
"Piersi Twoje- winne kiście
Sutek każdy -winne grono...
Albo jak pisał Lechoń :
"Uda smagłe i długie
Czekały niecierpliwie..."
A weżmy Leśmiana:
"Brzuch jak płaskowyż jasny
W środku mała wonna oaza..."
Tego wieczoru byłem pierwszy raz w niebie.
Dlatego ilekroć rozlegają się dżwięki " Stairway To Heaven" - zawsze myślami steruję w czas tamtej nocy.

.................................
Nie jestem Twoim kolegą. Bardzo sie pilnuję aby nie pisać bzdur. I na bzdury wyczulony jestem jak jasna cholera!!!
............................................................................
Twój tekst PIĘKNY!!!!!!!!!!!!!!!!! :D Baardzo piekny. Uwielbiam taaakie pisanie.... :D :D
Szczere gratulacje....
A żeby było weselej..
Miałem bardzo podobną sytuacje wieki temu. Zreszta ..któz jej nie miał...
Pozdrawiam i raz jeszcze gratuluję wyczucia i smaku!! :D
Pawel Freebird Michaliszy
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 80
Rejestracja: kwietnia 10, 2004, 9:49 am

Postautor: Zdzisław Pająk » czerwca 18, 2008, 12:30 pm

Dla Jagode - gratulacje!
zgadzam się z tym, co napisał Paweł "Jagode - pięknie piszesz", i pisz więcej, ta twoja scenka nadaje się do filmu, mnie poruszyła (przypomiała też , "schody do nieba", choć niekoniecznie związane z tym utworem). Raz jeszcze gratuluję świetnej wyobraźni i pióra.
Pozdrawiam :D
Obrazek
Awatar użytkownika
Zdzisław Pająk
bluespatronize
bluespatronize
 
Posty: 2543
Rejestracja: stycznia 27, 2005, 6:06 pm
Lokalizacja: Bydgoszcz

Postautor: Matragon » czerwca 18, 2008, 12:37 pm

gratulacje !

dla Zeppów za "Schody ..."
a dla Ciebie za piękny opis Twoich "Schodowych ..." przeżyć ...

P.S. oczywiście nie mam na myśli przeżyć "na schodach" :wink:
Follow the Snake - Eat Apples!
Matragon - Facebook Fan Page
Matragon
ZAPPALENiEC
ZAPPALENiEC
 
Posty: 6577
Rejestracja: kwietnia 18, 2007, 12:43 pm

Postautor: jagode » czerwca 18, 2008, 12:55 pm

Pawe!
Przepraszam za tego kolegę... cóż mam nadzieję ,że kiedys być moze nim zostanę :oops:
Dzięki wszystkim za miłe słowa :lol:

Tym razem moja opowieść o pewnym ulubionym utworze zgoła inna, inne okoliczności. Chcialoby się rzec -nie pasujące do sytuacji.
Na słowo "Poczta' automatycznie wyzwala się u mnie zawsze ta sama reakcja:piana na ustach a dłonie automatycznie zaciskają się w pięści.
Jakiś czas temu znalazłem w skrzynce awizo- przekaz pieniężny. Wiedziałem co to jest. Nadpłata i to duża! Są to awiza z serii tych bardzo miłych. Wyjątkowo miłych . Rano czmychnąłem na pocztę.Nigdy ,ale to przenigdy nie zdarzyło mi się aby cokolwiek odebrać z tej najbardziej skostniałej instytucji i nie odstać swojego w kolejce! No,ale jak odbierasz sos ..jakoś nie odczuwasz tego tak bardzo. Udało mi się zaparkować 200m od poczty ,numerek kolejkowy z automatu - przede mną było 20 osób (na 4 okienka działały dwa!) Ale co tam. Po ok. 30 min. byłem przy okienku.
-Ale to na 16-tce -rzuciła kasjerka
-Jakiej 16-ce ? - Od lat odbieram zawsze tu!!!
-16-tka jest na Dubois! -bąknęła
W tym momencie letko się zagotowałem...
Już całkiem wkurw.... wsiadłem do auta i pojechałem na 16-tke.
Kiedy wszedłem do tego nowo przypisanego mojej ulicy oddziału...w środku kłębił się tłum!
Przypominało to sceny z filmu wojennego gdzie
cywile stoją w kolejce po chleb. Spojrzałem na godziny otwarcia: 8-20. Przyjadę przed 20 pomyślałem.
Byłem za kwadrans 20. Po otwarciu drzwi właściwie nie można było zrobić kroku , bo tu się kończyła kolejka! Dzicz...! Cofnąłem się zaczerpnąć powietrza.! Rano...zaatakuję rano -pomyślałem, po co się denerwujesz...trzeba sposobem.
Podjechałem za 10 ... ósma rano. Przed pocztą (policzyłem to) było 12 osób w kolejce u drzwi. Nie muszę Wam mówić co znaczy wkurzyć się z rana? Wcześnie z rana. Odbija się to zwykle przez cały dzień.Ale jak nie teraz to kiedy?. Stanąłem w ogonku. Za 5 ósma z naprzeciwka podeszła kobieta w ciąży...a w chwili otwarcia drzwi babuleńka o lasce. Czoło kolejki miłościwie ją przepuściło. Działało jedno okienko na trzy...w czwartym z tzw. galanterią: prasa, widokówki, batoniki ,koraliki i cholera wie co jeszcze i po co to tu ... siedziała bezczynnie , zaspana ruda pracownica bawiąc się pilniczkiem do paznokci .Kiedy po 20 min byłem... chyba 6 od okienka.. . wszedł gość o kulach. Kolejkowy tłum jęknął głucho.
O 9.00 miałem ważne spotkanie i zacząłem sobie zdawać sprawę,że mam szansę jak Żyd na Gestapo. Za 20 min ósma ( byłem trzeci) ktoś za mną powiedział: "-O, żesz !!!". Odwróciłem głowę. Koniec kolejki sięgał za drzwi wejściowe poczty , ale ta się rozstępowała , bo młody chłopak pchał wózek z inwalidą bez nogi .
Wyszedłem. Nie wiem jak? Bylem jak odbezpieczony granat. W aucie jednocześnie sięgnąłem po papierosa i siłą przyzwyczajenia włączyłem radio. Wcale nie ,żeby ukoić nerwy. Ten rytm spowodował ,że zastygłem. Oniemiałem. Nie, nie... znałem ten kawałek od lat. Był kiedyś na prywatkach jak... hymn. Niektórzy słuchając tego nagrania-niejedną łzę potrafili uronić. Pod wpływem tego utworu zakiełkował mi w głowie pewien pomysł. Wieczorem wyciągnąłem z piwnicy starą laskę góralską. Nacisnąłem- play. Popłyneły te słowa refrenu..."...When A Blind Man Cries " . Kochana Głęboka Purpura! Otworzyłem puszkę zakupionej wcześniej białej farby.
Potem przymierzyłem przed lustrem ciemne rogowe okulary po ojcu.
Mimowolnie wyrwało mi się : -bingo!

DEEP PURPLE - Gdy Ślepiec Płacze
Awatar użytkownika
jagode
bluesmaniak
bluesmaniak
 
Posty: 103
Rejestracja: marca 22, 2007, 9:50 am
Lokalizacja: Szczecin

PoprzedniaNastępna

nowoczesne kuchnie tarnowskie góry piekary śląskie będzin świętochłowice zawiercie knurów mikołów czeladź myszków czerwionka leszczyny lubliniec łaziska górne bieruń

Wróć do Książki, Publikacje, Czasopisma

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 61 gości

cron