autor: karambol » listopada 8, 2008, 12:26 pm
Oj się działo! Na Hammondzie ponownie z devilami zagrał Marcin Nadolny. Prawdziwy Hammond z "szafą" Leslie to jednak jest to. Sebastian przechodził sam siebie. Solówka w "Dream" - kosmiczna, w "Who knows" z dużym wykorzystaniem "kaczki" - magiczna. Jednym słowem było mocno gitarowo.
Koncert odbył się w ramach "Zaduszek Bluesowych" a Devil Blues był jednym z trzech wykonawców. Zazwyczaj kiedy jest kilku wykonawców kolejność występu ustalona przez organizatorów ma zapewnić narastanie emocji by na zakończenie , podczas występu gwiazdy osiągnąć epogeum. Wczoraj było dokładnie odwrotnie - najpierw Devil Blues czyli apogeum a potem stopniowo w dół.