Przyznaje sie bez bicia, ze czasem podchodze do muzyki zbyt analitycznie. Prawdopodobnie wynika to z koniecznosci zawodowego podejscia do tematu. Czasami, aby nauczyc sie jakiegos kawalka, trzeba go sluchac do granic obrzydzenia. Innymi slowy, zgluszyc w sobie emocjonalna strone.
Wczoraj mialem okazje zobaczyc na zywo Preservation Hall Jazz Band i to dalo mi do myslenia. Panowie z Nowego Orleanu wiedza, ze muzyka powinna byc zrodlem radosci i zabawy. Poza, absolutna wirtuozeria swoich instrumentow, az tryskaja poczuciem dobrego humoru. Jest wrecz nieprawdopodobne, ze udalo im sie wyluzowac podstarzala, tracajaca snobizmem, publicznosc z Pennsylvani do tego stopnia, ze caly teatr zamienil sie w jedne wielkie party. Pod koniec koncertu tanczacy tlum pochlonal zarowno widownie, jak i scene. Dla mnie osobiscie, poza wspanialym przezyciem artystycznym i emocjonalnym, byl to rodzaj sprowadzenia na Ziemie.
Jazz nowo-orleanski nadal tetni radoscia zycia, mimo tragicznych skutkow huraganu z 2005 roku.
http://www.preservationhall.com